A więc, zgodnie z obietnicą, dodaję bo były 4 komentarze. Dziękuję i życze miłego czytania. Jeśli chodzi o następną część, to warunki są takie same. WCHODZISZ/CZYTASZ=KOMENTUJESZ
~.~.~
Obudziłem się około 8.00 w swoim łóżku, bo po niespodziewanej wizycie czerwonowłosego przeniosłem się na własne posłanie.
Wstałem niespokojny. Ubrałem jakiś luźny, biały podkoszulek, czarne rurki, Martensy i już miałem schodzić na dół, gdy dostrzegłem otwarty balkon. Podszedłem do niego, wyjrzałem na zewnątrz i ujrzałem długowłosego.
-Neji przeziębisz się. Masz tylko koszulkę, a jest jeszcze zimno, długo tak stoisz? - Hyuga nie reagował. Patrzył ślepo gdzieś przed siebie.
-Wiesz, Naruto - oderwał się od barierki, stanął przede mną i patrzył w skupieniu. - Zastanawiałem się...dałbyś mi umrzeć?
-Odpowiedź nie wydaje Ci się oczywista? Jasne, że nie. Nie tego chciał Kiba - odrzekłem stanowczo. On uśmiechnął się smętnie i wpatrzył w poręcz barierki. - No, chodź już po zmarzłeś - chwyciłem go za rękę i wyprowadziłem z balkonu.
Zeszliśmy razem na śniadanie, gdzie znajdowali się już niemal wszyscy. Po posiłku pan Mobashi ogłosił:
-Słuchajcie, dzisiaj odwiedzimy tylko ośrodek pomocy psychologicznej. Myślę, że to dobre na początek.
Tak też zrobiliśmy. Udało mi się też wyciągnąć Neji'ego, który początkowo chciał zostać sam w pokoju.
Weszliśmy do budynku po przeciwnej stronie ulicy. Zaraz koło tego starego i opuszczonego.
Wnętrze prezentowało się schematycznie. Białe lub jasnozielone ściany, jakiś gabinet, w poczekalni rząd czarnych krzeseł, żadnych zbędnych ozdób poza kilkoma starymi obrazami w złotych ramach i parę usychających lekko już kwiatów doniczkowych w kątach.
Okazało się, że ten pozornie mało znaczący budynek przy szpitalach, jest sercem całej dzielnicy. To tu mieściły się gabinety każdego ważniejszego psychiatry oraz psychologa. Wszyscy tu już wiedzieli o śmierci Kiby.
-Em, Neji - długowłosego delikatnie zaczepiła asystentka jednego z lekarzy. - Wiesz, że Kiba zostanie pochowany na tym cmentarzu, kilkanaście kilometrów od nas?
-Hfmpf, zdążyłem się domyślić, przecież rodzina nie będzie go odwiedzać.
Chciałem się od nich oddalić, żeby nie przeszkadzać, ale Hyuga złapał mnie stanowczo za rękę. Stanąłem więc bliżej niego i skinąłem porozumiewawczo do kobiety w geście powitalnym. Zrewanżowała się nieznacznym uśmiechem i kontynuowała:
-Za ile będziesz gotowy na pogrzeb? Bo to w sumie głównie o ciebie chodzi.
-Nie, tu przede wszystkim chodzi o Kibę - zaprzeczył. - Myślę, że nie ma na co czekać, nie zamierzam zwlekać - dodał pewnie.
-Jesteś w stanie...? - spytałem łapiąc go za przedramię. On tylko obrzucił mnie spojrzeniem wyjałowionym z jakichkolwiek uczuć.
Kobieta dyskretnie przewróciła oczami, następnie spojrzała na listę i powiedziała:
-Dobrze, w takim razie jeszcze dziś się tym zajmę. Tymczasem zapraszam was do sali numer 5 - wskazała drzwi po lewej stronie i zniknęła w czeluściach budynku.
Weszliśmy do wskazanego pomieszczenia, gdzie znajdowała się już reszta naszej grupy. Okazało się, że trwa przerwa w jakiś zajęciach. Tematem były traumatyczne wspomnienia z przeszłości i ich skutki. Omiotłem spojrzeniem uczestników. Było ich około dziesięciu. Siedzieli w kółko, wszyscy zamyśleni, a nasza grupa gadała w najlepsze. Psycholog kręcił się w kółko: to przychodził, to wychodził, zamieniał dwa słowa z różnymi pracownikami, stale się krzątając.
Nagle, zobaczyłem coś, co wprowadziło mnie w niemałe osłupienie. Wydawało mi się, że widzę podwójnie. Gaara rozmawiał z...innym czerwonowłosym chłopakiem? Nie, nie dwoiło mi się w oczach! Byli różni! "Uff, jeszcze nie wariuję" - odetchnąłem z ulgą.
Miałem nadzieję, że pochłonięty rozmową no Sabaku, nie dostrzeże mnie. W końcu widział wczoraj ta dwuznaczną sytuację.
Podszedłem do okna i delektowałem się spokojną, tajemniczą atmosferą, Wtem poczułem ciepło na ramionach.
-Jak Ci się spało? - wyszeptał namiętnie.
Gwałtownie się obróciłem i zobaczyłem jego roześmianą twarz.
-To nie tak, między nami nic nie ma, przecież bym nie...!
-Naruto! - zielonooki zakrztusił się kolejną salwą śmiechu, układając mi ręce na szyi. Zapewne chciał mnie wyrwać z monologu który bezwiednie wyciekał z mych ust. A i owszem, udało mu się, zamilkłem w ułamku sekundy. Byłem nieco przerażony mogąc wpatrywać się w jego oczy z tak bliska. - Nie musisz się usprawiedliwiać, przecież z mojej strony i tak nie życzysz sobie...
Wówczas wszedł psycholog, oznajmując iż przerwa dobiegła końca. Oboje spojrzeliśmy w jego kierunku, a już w następnej sekundzie czerwonowłosy oddalił się ode mnie, bez żadnego gestu pożegnania. Usiadł obok psychologa prowadzącego, a ja schowałem się w kącie pomieszczenia. Postanowiłem obserwować i słuchać z ukrycia. Splotłem więc ręce na klatce piersiowej i oparłem się o ścianę.
-Dobrze, w takim razie zaczynamy - zaczął Gaara, przepatrując jakieś papiery i badając je spostrzegawczymi oczami.
-Kimimaro - teraz odezwał się psycholog. - Dobrze się czujesz? - spytał i skierował spojrzenie na białowłosego chłopaka.
Ten speszył się nieco, spuścił głowę i odrzekł:
-Niezbyt - głos był bardzo słaby. Dopiero teraz wyczułem wycieńczenie w jego wnętrzu.
-Chcesz iść do pokoju? - zapytał troskliwie Gaara.
-Naruto Cie odprowadzi - zadeklarował natychmiast Mobashi. Wzdrygnąłem się żywo na dźwięk własnego imienia. Gdy poczułem na sobie wzrok tamtego chłopaka przeszły mnie ciarki po plecach. Udałem się w kierunku drzwi, a białowłosy powlókł się za mną.
Wyszliśmy na korytarz i skierowaliśmy się na schody. Kimimaro ledwo szedł, więc chwyciłem go za ramię. Wskazał swój pokój na końcu pierwszego piętra.
We wnętrzu tego pomieszczenia ciemne, grube zasłony zakrywały okna, co powodowało gęsty mrok. W miarę jednak, gdy moje oczy przyzwyczajały się do ciemności, stawiałem kolejne kroki w głąb otchłani. Odgarnąłem zasłony i w ułamku sekundy pokój oblał się przenikliwym światłem. Dopiero wtedy mogłem zobaczyć wypłowiały kolor ścian. Kimimaro podparł się o próg drzwi i ciężko oddychał. Podszedłem do niego, a on niemal osunął się na podłogę. Natychmiast złapałem go za ramię, drugą rękę zwinnie wsunąłem pod kolana i powoli przeniosłem na łóżko. Jego na wpół przymknięte powieki kreśliły obraz raczej mizernej i słabej postaci.
-Zostać przy Tobie? - zapytałem z troską. Pokiwał tylko potakująco i skierował wzrok na sufit. Ja z kolei wtopiłem spojrzenie w jego włosy. Były nieskazitelnie białe, niemal do ramion. Byłem nimi naprawdę oczarowany.
Miał okna z widokiem na ogród za budynkiem, więc zaciekawiony postanowiłem trochę doglądać tegoż widoku. Zobaczyłem dokładnie to, czego się spodziewałem. Usychające krzaki róż, żadnego drzewa i przyszarzała trawa.
-Uwielbiam jesień, zimę jeszcze bardziej - głos Kimimaro przeszył na wskroś panującą dotąd ciszę w pokoju. Odwróciłem sie powoli, a on już siedział z nogami spuszczonymi na podłogę. Wpatrywał się we mnie, ja z kolei nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Dobrze się czujesz? - postanowiłem się najpierw dowiedzieć tego co najważniejsze.
-Tak, przepraszam. Mam slaby układ odpornościowy.
-Często bywasz taki osłabiony?
-Parę razy dziennie - odpowiedział, chyba po raz pierwszy wyczułem w jego słowach uczucia. Spokojnie usiadłem koło niego, nic nie mówiąc.
-Opowiesz mi coś o sobie? Czuję się tu trochę samotnie - zaczął bardzo niepewnie.
-Jak to samotny? - nie mogłem się powstrzymać do tego pytania. - Przecież chodzisz na te zajęcia, jest psycholog, Gaara...
-Pff - parsknął dosadnie. - Psycholodzy to najgłupsze istoty jakie istnieją we wszechświecie. A z Gaarą...nie mam za dobrych kontaktów, nigdy nie miałem przyjaciela, któremu mógłbym zaufać. Aww - ziewnął głośno.
-Może chciałbyś się przespać? - spytałem z troską.
-Może troszkę... - odpowiedział niemal szeptem. - Położę się, ale porozmawiaj jeszcze ze mną.
-Dobrze - odpowiedziałem czule, siadając na krześle koło łóżka. Poczułem jak coś się we mnie złamało. Niby zajęcia, niby pomoc, niby psycholodzy...wszystko to była iluzja, powierzchowny efekt siły i jedności. Tak naprawdę każdy tu był odosobnioną jednostką.
Chłopak miał na sobie luźną, białą koszulę i czarne rurki. Biel górnej części stroju jeszcze bardziej uwydatniała jego bladą cerę i jasne włosy. Poprosił bym się odwrócił, bo chce zdjąć spodnie. Rozbawiony wykonałem polecenie, dziecinnie zasłaniając oczy rękoma. Gdy zezwolił mi się obrócić, leżał już pod cienką kołdrą.
-Nie zrobiłem tego bezcelowo - rzekł po krótkim pojedynku z myślami. Zmarszczyłem brwi, spojrzałem na niego zaciekawiony, on zaś oparł plecy o ścianę i spokojnie odchylił przykrycie. Najpierw nie rozumiałem co chce zrobić, ale potem...
-A to wyrządziło mi głęboko zakorzenione osamotnienie - patrzył na uda w zadumie.
-Ale to... - przejechałem delikatnie opuszkami palców. - To szwy... - on naciągnął z powrotem kołdrę najwyraźniej nie chciał bym się zbytnio przyglądał.
-To jeszcze nic - sprawnie podwinął lewy rękaw koszuli, a wtedy już całkiem zastygłem. - Aż do kości...ten pasożyt wdarł się nawet tam, do głęboko ukrywanego wnętrza.
"Pasożyt? ...Samotność?" - pomyślałem.
Spokojnie opuścił rękaw i ułożył się na bok. Patrzyłem otępiały, nie mogąc wydusić ani słowa. Nie myślałem, że ciało może wyglądać jak pocięte kawałki mięsa.
Poczekałem w ciszy, aż Kimimaro uśnie i w milczeniu opuściłem pokój. Zszedłem na dół i zastałem tam Gaarę kłócącego się z jakimś facetem.
-Jeszcze nie teraz! To tylko pieprzeni turyści tymczasowi, nie mają o niczym pojęcia, nie sa gotowi na taki widok! - uniósł się zielonooki.
-Ehh - facet widocznie się poddał. - W porządku. Chyba dobrze znasz możliwości umysłu ludzkiego. Pójdą za parę dni - powiedział i oddalił się.
Czerwonowłosy był lekko otępiały, jego postawa i zmęczone spojrzenie mówiły "uff".
-Neji przeziębisz się. Masz tylko koszulkę, a jest jeszcze zimno, długo tak stoisz? - Hyuga nie reagował. Patrzył ślepo gdzieś przed siebie.
-Wiesz, Naruto - oderwał się od barierki, stanął przede mną i patrzył w skupieniu. - Zastanawiałem się...dałbyś mi umrzeć?
-Odpowiedź nie wydaje Ci się oczywista? Jasne, że nie. Nie tego chciał Kiba - odrzekłem stanowczo. On uśmiechnął się smętnie i wpatrzył w poręcz barierki. - No, chodź już po zmarzłeś - chwyciłem go za rękę i wyprowadziłem z balkonu.
Zeszliśmy razem na śniadanie, gdzie znajdowali się już niemal wszyscy. Po posiłku pan Mobashi ogłosił:
-Słuchajcie, dzisiaj odwiedzimy tylko ośrodek pomocy psychologicznej. Myślę, że to dobre na początek.
Tak też zrobiliśmy. Udało mi się też wyciągnąć Neji'ego, który początkowo chciał zostać sam w pokoju.
Weszliśmy do budynku po przeciwnej stronie ulicy. Zaraz koło tego starego i opuszczonego.
Wnętrze prezentowało się schematycznie. Białe lub jasnozielone ściany, jakiś gabinet, w poczekalni rząd czarnych krzeseł, żadnych zbędnych ozdób poza kilkoma starymi obrazami w złotych ramach i parę usychających lekko już kwiatów doniczkowych w kątach.
Okazało się, że ten pozornie mało znaczący budynek przy szpitalach, jest sercem całej dzielnicy. To tu mieściły się gabinety każdego ważniejszego psychiatry oraz psychologa. Wszyscy tu już wiedzieli o śmierci Kiby.
-Em, Neji - długowłosego delikatnie zaczepiła asystentka jednego z lekarzy. - Wiesz, że Kiba zostanie pochowany na tym cmentarzu, kilkanaście kilometrów od nas?
-Hfmpf, zdążyłem się domyślić, przecież rodzina nie będzie go odwiedzać.
Chciałem się od nich oddalić, żeby nie przeszkadzać, ale Hyuga złapał mnie stanowczo za rękę. Stanąłem więc bliżej niego i skinąłem porozumiewawczo do kobiety w geście powitalnym. Zrewanżowała się nieznacznym uśmiechem i kontynuowała:
-Za ile będziesz gotowy na pogrzeb? Bo to w sumie głównie o ciebie chodzi.
-Nie, tu przede wszystkim chodzi o Kibę - zaprzeczył. - Myślę, że nie ma na co czekać, nie zamierzam zwlekać - dodał pewnie.
-Jesteś w stanie...? - spytałem łapiąc go za przedramię. On tylko obrzucił mnie spojrzeniem wyjałowionym z jakichkolwiek uczuć.
Kobieta dyskretnie przewróciła oczami, następnie spojrzała na listę i powiedziała:
-Dobrze, w takim razie jeszcze dziś się tym zajmę. Tymczasem zapraszam was do sali numer 5 - wskazała drzwi po lewej stronie i zniknęła w czeluściach budynku.
Weszliśmy do wskazanego pomieszczenia, gdzie znajdowała się już reszta naszej grupy. Okazało się, że trwa przerwa w jakiś zajęciach. Tematem były traumatyczne wspomnienia z przeszłości i ich skutki. Omiotłem spojrzeniem uczestników. Było ich około dziesięciu. Siedzieli w kółko, wszyscy zamyśleni, a nasza grupa gadała w najlepsze. Psycholog kręcił się w kółko: to przychodził, to wychodził, zamieniał dwa słowa z różnymi pracownikami, stale się krzątając.
Nagle, zobaczyłem coś, co wprowadziło mnie w niemałe osłupienie. Wydawało mi się, że widzę podwójnie. Gaara rozmawiał z...innym czerwonowłosym chłopakiem? Nie, nie dwoiło mi się w oczach! Byli różni! "Uff, jeszcze nie wariuję" - odetchnąłem z ulgą.
Miałem nadzieję, że pochłonięty rozmową no Sabaku, nie dostrzeże mnie. W końcu widział wczoraj ta dwuznaczną sytuację.
Podszedłem do okna i delektowałem się spokojną, tajemniczą atmosferą, Wtem poczułem ciepło na ramionach.
-Jak Ci się spało? - wyszeptał namiętnie.
Gwałtownie się obróciłem i zobaczyłem jego roześmianą twarz.
-To nie tak, między nami nic nie ma, przecież bym nie...!
-Naruto! - zielonooki zakrztusił się kolejną salwą śmiechu, układając mi ręce na szyi. Zapewne chciał mnie wyrwać z monologu który bezwiednie wyciekał z mych ust. A i owszem, udało mu się, zamilkłem w ułamku sekundy. Byłem nieco przerażony mogąc wpatrywać się w jego oczy z tak bliska. - Nie musisz się usprawiedliwiać, przecież z mojej strony i tak nie życzysz sobie...
Wówczas wszedł psycholog, oznajmując iż przerwa dobiegła końca. Oboje spojrzeliśmy w jego kierunku, a już w następnej sekundzie czerwonowłosy oddalił się ode mnie, bez żadnego gestu pożegnania. Usiadł obok psychologa prowadzącego, a ja schowałem się w kącie pomieszczenia. Postanowiłem obserwować i słuchać z ukrycia. Splotłem więc ręce na klatce piersiowej i oparłem się o ścianę.
-Dobrze, w takim razie zaczynamy - zaczął Gaara, przepatrując jakieś papiery i badając je spostrzegawczymi oczami.
-Kimimaro - teraz odezwał się psycholog. - Dobrze się czujesz? - spytał i skierował spojrzenie na białowłosego chłopaka.
Ten speszył się nieco, spuścił głowę i odrzekł:
-Niezbyt - głos był bardzo słaby. Dopiero teraz wyczułem wycieńczenie w jego wnętrzu.
-Chcesz iść do pokoju? - zapytał troskliwie Gaara.
-Naruto Cie odprowadzi - zadeklarował natychmiast Mobashi. Wzdrygnąłem się żywo na dźwięk własnego imienia. Gdy poczułem na sobie wzrok tamtego chłopaka przeszły mnie ciarki po plecach. Udałem się w kierunku drzwi, a białowłosy powlókł się za mną.
Wyszliśmy na korytarz i skierowaliśmy się na schody. Kimimaro ledwo szedł, więc chwyciłem go za ramię. Wskazał swój pokój na końcu pierwszego piętra.
We wnętrzu tego pomieszczenia ciemne, grube zasłony zakrywały okna, co powodowało gęsty mrok. W miarę jednak, gdy moje oczy przyzwyczajały się do ciemności, stawiałem kolejne kroki w głąb otchłani. Odgarnąłem zasłony i w ułamku sekundy pokój oblał się przenikliwym światłem. Dopiero wtedy mogłem zobaczyć wypłowiały kolor ścian. Kimimaro podparł się o próg drzwi i ciężko oddychał. Podszedłem do niego, a on niemal osunął się na podłogę. Natychmiast złapałem go za ramię, drugą rękę zwinnie wsunąłem pod kolana i powoli przeniosłem na łóżko. Jego na wpół przymknięte powieki kreśliły obraz raczej mizernej i słabej postaci.
-Zostać przy Tobie? - zapytałem z troską. Pokiwał tylko potakująco i skierował wzrok na sufit. Ja z kolei wtopiłem spojrzenie w jego włosy. Były nieskazitelnie białe, niemal do ramion. Byłem nimi naprawdę oczarowany.
Miał okna z widokiem na ogród za budynkiem, więc zaciekawiony postanowiłem trochę doglądać tegoż widoku. Zobaczyłem dokładnie to, czego się spodziewałem. Usychające krzaki róż, żadnego drzewa i przyszarzała trawa.
-Uwielbiam jesień, zimę jeszcze bardziej - głos Kimimaro przeszył na wskroś panującą dotąd ciszę w pokoju. Odwróciłem sie powoli, a on już siedział z nogami spuszczonymi na podłogę. Wpatrywał się we mnie, ja z kolei nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Dobrze się czujesz? - postanowiłem się najpierw dowiedzieć tego co najważniejsze.
-Tak, przepraszam. Mam slaby układ odpornościowy.
-Często bywasz taki osłabiony?
-Parę razy dziennie - odpowiedział, chyba po raz pierwszy wyczułem w jego słowach uczucia. Spokojnie usiadłem koło niego, nic nie mówiąc.
-Opowiesz mi coś o sobie? Czuję się tu trochę samotnie - zaczął bardzo niepewnie.
-Jak to samotny? - nie mogłem się powstrzymać do tego pytania. - Przecież chodzisz na te zajęcia, jest psycholog, Gaara...
-Pff - parsknął dosadnie. - Psycholodzy to najgłupsze istoty jakie istnieją we wszechświecie. A z Gaarą...nie mam za dobrych kontaktów, nigdy nie miałem przyjaciela, któremu mógłbym zaufać. Aww - ziewnął głośno.
-Może chciałbyś się przespać? - spytałem z troską.
-Może troszkę... - odpowiedział niemal szeptem. - Położę się, ale porozmawiaj jeszcze ze mną.
-Dobrze - odpowiedziałem czule, siadając na krześle koło łóżka. Poczułem jak coś się we mnie złamało. Niby zajęcia, niby pomoc, niby psycholodzy...wszystko to była iluzja, powierzchowny efekt siły i jedności. Tak naprawdę każdy tu był odosobnioną jednostką.
Chłopak miał na sobie luźną, białą koszulę i czarne rurki. Biel górnej części stroju jeszcze bardziej uwydatniała jego bladą cerę i jasne włosy. Poprosił bym się odwrócił, bo chce zdjąć spodnie. Rozbawiony wykonałem polecenie, dziecinnie zasłaniając oczy rękoma. Gdy zezwolił mi się obrócić, leżał już pod cienką kołdrą.
-Nie zrobiłem tego bezcelowo - rzekł po krótkim pojedynku z myślami. Zmarszczyłem brwi, spojrzałem na niego zaciekawiony, on zaś oparł plecy o ścianę i spokojnie odchylił przykrycie. Najpierw nie rozumiałem co chce zrobić, ale potem...
-A to wyrządziło mi głęboko zakorzenione osamotnienie - patrzył na uda w zadumie.
-Ale to... - przejechałem delikatnie opuszkami palców. - To szwy... - on naciągnął z powrotem kołdrę najwyraźniej nie chciał bym się zbytnio przyglądał.
-To jeszcze nic - sprawnie podwinął lewy rękaw koszuli, a wtedy już całkiem zastygłem. - Aż do kości...ten pasożyt wdarł się nawet tam, do głęboko ukrywanego wnętrza.
"Pasożyt? ...Samotność?" - pomyślałem.
Spokojnie opuścił rękaw i ułożył się na bok. Patrzyłem otępiały, nie mogąc wydusić ani słowa. Nie myślałem, że ciało może wyglądać jak pocięte kawałki mięsa.
Poczekałem w ciszy, aż Kimimaro uśnie i w milczeniu opuściłem pokój. Zszedłem na dół i zastałem tam Gaarę kłócącego się z jakimś facetem.
-Jeszcze nie teraz! To tylko pieprzeni turyści tymczasowi, nie mają o niczym pojęcia, nie sa gotowi na taki widok! - uniósł się zielonooki.
-Ehh - facet widocznie się poddał. - W porządku. Chyba dobrze znasz możliwości umysłu ludzkiego. Pójdą za parę dni - powiedział i oddalił się.
Czerwonowłosy był lekko otępiały, jego postawa i zmęczone spojrzenie mówiły "uff".
***
Ja też mówię "uff" xd Bo nareszcie kolejna część się ukazała. Gome, ale powiedzmy, że miałam drobne problemy prywatne i nie mogłam wcześniej. Jesli macie pytania, po prawej jest strona "Temari" a w niej link do mojego aska więc zapraszam