Nie znajdziecie tu zakończenia całego paringu, ale straciłam wenę i chyba go nie skończę. Więc to jest ostatnia część. Już na pewno nie napiszę kolejnej bez waszych komentarzy i wejść c: Więc może mnie jakoś dopingujecie?
***
Hatake kazał mi wyjść przed dom.
Gdy zszedłem, już tam czekał.
-Naruto, nie chcę wchodzić w
twoje prywatne sprawy, ale Sasuke nic nie chciał mówić. Co ty wyprawiasz z Sai
‘em? – zapytał z najzwyklejszą ciekawością. Wiedział bowiem, że się nim nie
bawię, że to musi być grubsza sprawa.
Niestety (lub stety) zmuszony byłem
opowiedzieć o całym planie, i że w zasadzie, już go wykonałem.
-Ale Naruto, po co to wszystko? –
spytał, jeszcze bardziej podekscytowany.
-Bo chodzi o to, że jego brat
powiedział mi w sekrecie, że to są ostatnie chwile jego życia. Prosił, żeby nie
mówić tego Sai ‘owi. No i nałożył się na to mój wyjazd. A niestety Sai jest
lekkomyślny w podejmowaniu decyzji. Gdyby wyjechał ze mną i nie spędził tego
czasu z Shinem, nie wybaczyłbym sobie tego.
Kaszalot słuchał uważnie, a gdy
skończyłem, nie mógł wyjść z podziwu. Tak dało się wywnioskować po jego minie.
Kiedy oprzytomniał, spytałem jeszcze:
-Chcesz, by patrzył, jak umiera
bliska mu osoba?
-Uważam, że jest dorosły i
poradzi sobie z tym. Poza tym, on i tak
z nim do tej pory spędził za mało czasu. A ten brat był dla niego taki
dobry! Dbał, by Sai miał wspaniałe życie, by niczego nie żałował, posiadał
piękne wspomnienia i… - glos mi się załamał – żeby robił to, co lubi. Dlatego
przysyłał mu pieniądze. Żeby jego braciszek nie musiał iść do pracy. Tyle bym
dał, żeby choć na chwilę porozmawiać z rodzicami – poczułem ścisk w gardle, i
nie dałem rady powiedzieć już ani słowa więcej.
*Sai*
Nigdy nie czułem się tak
oszukany. Nadal nie mogę uwierzyć, że byłem dla Naruto zabawką. Teraz całe dnie
spędzam samotnie, w domu. Płaczę w poduszkę i myślę, jak to będzie, gdy Naruto
wyjedzie. Teraz już wiem, jaka jest moja miłość. Jest po prostu nieszczęśliwa i
wykorzystana…
Minęło parę dni, a ja tkwiłem z
nosem w poduszce. Postanowiłem odwiedzić mojego brata. W końcu, tylko on mi został.
-Shin! – zawołałem wchodząc do
Sali. On powoli odwrócił głowę od okna, patrząc w moim kierunku. Otworzył usta,
ale nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Zamykając je, uśmiechnął się
pogodnie. Wyciągnął rękę w moi kierunku, więc zbliżyłem się do niego. Nigdy nie
widziałem brata, takiego jak wtedy. Białe ściany i blask, jaki padał z wielkich
okien podkreślał śnieżno-białą pościel na wielkim łóżku i jego porcelanową
twarz. W jego oczach było widać wycieńczenie chorobą, ale i pogodne nastawienie
do życia. Wiedziałem, że nie straci optymizmu.
-Bracie, jak ty to robisz? –
spytałem z lekkim uśmiechem, gdy siedziałem koło niego a krześle, trzymając go
za rękę.
-Mam dla kogo walczyć – odparł
lekko, jakby biegał teraz po łące pełnej kwiatów. – Mam ciebie, Sai. Chcę żyć
dla ciebie. Pragnę się opiekować. Chociaż – przerwał na chwilę – Naruto chyba
godnie wypełnia tę rolę – dokończył. Brzmiało to bardziej jak pytanie, niż
stwierdzenie, więc odpowiedziałem:
-Oczywiście – uśmiechnąłem się.
Mie mogłem dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Posiedziałem przy nim jeszcze
trochę, a gdy poczuł znużenie i przymknął oczy, cichutko wyszedłem.
Zdecydowanie nie przepadałem za
szpitalami. Wychodząc z budynku, poczułem ogromny napływ lekkości. Nim wziąłem
głęboki oddech, zadzwonił mój telefon. Nie miałem teraz ochoty z nikim
rozmawiać. Nie patrząc, kto to odrzuciłem połączenie. „Mam dla kogo walczyć” –
zabrzmiało mi w głowie. Nigdy nie widziałem brata w takim stanie. Wierzy, że z
tego wyjdzie, wciąż się uśmiecha. Tak go kocham, nie mogę go stracić, zostanę
sam.
Postanowiłem, że jak pójdę do
niego następnym razem, podziękuję mu za wszystko. Wcześniej rzadko to robiłem,
ale teraz…gdy lada moment, może go zabraknąć…
Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie
wyobrażam sobie życia bez brata. Jak to zabraknąć? Co wtedy?
Przypomniałem sobie o komórce.
Spojrzałem z niechęcia na ekran. „1 połączenie nieodebrane od: Sasuke”. Czego
on mógł chcieć? Postanowiłem oddzwonić. Pierwsze słowa, które powiedział, gdy
odebrał, brzmiały:
-Sai? Naruto właśnie wyjeżdża.
Kolejny dramat. Naruto. Nie dałem
rady się odezwać, po prostu się rozłączyłem. Jak on mógł mnie zostawić? Ciągle
nie chciało mi się w to wierzyć. „To Naruto, on jest inny!” – dźwięczały mi w
głowie jedyne słowa, których byłem pewny. Mój telefon zadzwonił znowu.
-Halo – rzuciłem oschle
-Sai, gdzie
ty jesteś? – zapytał Uchiha
-Wracam ze
szpitala
-Na jakiej
jesteś ulicy?
-Hiruzena
-Dobrze,
zaraz tam będę
„A jego co
tak naszło? Kuso” – pomyślałem rozłączając się. Czego on mógł chcieć?
Usiadłem na
ławce. Czekałem na niego, bo i tak nie miałem siły by iść. Brat…Naruto…Łzy
ciekły mi z oczu strumieniami.
-Już dobrze –
usłyszałem i poczułem nieśmiały dotyk na ramieniu. Nie wiem, czy mu na to
pozwoliłem, ale zwyczajnie nie miałem siły zaprotestować. On też nie naciskał.
Zabrał ja, gdy podniosłem głowę, chowaną wcześniej w dłoniach. Gdy się
uspokoiłem, a łzy przestały lecieć, coś zrozumiałem. Może między Naruto i
Sasuke coś zaszło. Teraz Uchiha poczuł, że jest winny mojemu cierpieniu?
-A ty wiesz
co się stało Naruto? – spytałem na razie bez złośliwości.
On zamilkł.
Widocznie nie wiedział co powiedzieć. Zrozumiałem wtedy, że on nic nie powie,
przynajmniej nie teraz.
-Spróbuj
teraz zając się bratem – odpowiedział w końcu. – Pomyśl. Naruto tu nie ma.
Sytuacja się rozwinie, kiedy przyjedzie…
-JEŚLI
przyjedzie – wtrąciłem.
-…a twój
brat cię potrzebuje – kontynuował nie zważając na moje słowa. Ale miał rację.
„Naruto,
gdziekolwiek jesteś, wiedz, że cię kocham i wciąż chcę ufać”
Tym akcentem
zakończyłem ten dzień pełen skrajnych emocji.
***
Od razu zapowiadam, że nie napiszę kontynuacji, jesli nie będziecie komentować. Więc pozostawiam los tego opo w waszych rękach!