Konnichiwa minna! ;3

Pragniemy wszystkich serdecznie przywitać w naszym małym internetowym świecie ♥

PRAGNIEMY BYŚCIE SIĘ ZAPOZNALI ZE STRONĄ 'Temari' PO PRAWEJ STRONIE, GDYŻ SĄ TAM INFORMACJE DLA WAS.

czwartek, 23 maja 2013

NaruGaa part.2

              Miałam już wcześniej przygotowaną kolejną część tego paringu, dlatego wstawiam go tak szybko. To wszystko, po to, by wam się nie nudziło. Więc zapraszam do czytania =^.^=
*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Stałem właśnie przed bramą Konohy. Patrzyłem na zachodzące słońce, na delikatny wiatr decydujący o ruchu gałęzi drzew. Ale przede wszystkim wypatrywałem jego. Łudziłem się. Nadzieja to coś, co raz jest bardzo potrzebne, a raz denerwuje i rozczarowuje.   Powoli odwróciłem głowę od wioski, o 180o. Zobaczyłem, że rodzeństwo właśnie skończyło ostatnie przygotowania. Temari zacisnęła opaskę na czole.
-Ikuzo! – krzyknęła i ruszyliśmy. W tamtej chwili ciążyła mi nawet ta głupia butla z piachem. Już nie miałem sił na łzy, po prostu pogrążałem się coraz bardziej w nieposkromionym smutku. Rodzeństwo momentalnie zwolniło widząc mnie rozżalonego i wyszedłem na przód, pozostawiając ich z tyłu. Usłyszałem jak cicho rozmawiają. Pomyślałem, że zaraz zacznie się przesłuchanie. Ale zamiast tego słyszalny był dźwięk, jak odrywają się od ziemi i zaczynają poruszać się naprzód po gałęziach drzew z niebywałą prędkością.
-Na…Nani? – spytałem samego siebie, zastanawiając się, na czym miałby polegać ich kolejny dowcip. Odwróciłem głowę, nikogo nie było. Usłyszałem cichy szelest. Tam! W krzakach ktoś był. Automatycznie rzuciłem kunai’em. Kiedy szmery ucichły, uznałem, że napastnik został zabity i podszedłem do krzaków. Odgarnąłem obiema rękami liście. I nagle…poczułem potworne kłucie w sercu. Opadłem na kolana.
-Naruto!!! – wrzasnąłem na cały las, że aż ptaki odfrunęły. Trafiłem go w serce. Zacząłem płakać i szlochać jak szalony. Pomyślałem, że pewnie chciał mi zrobić niespodziankę. Kotłowała się w mojej głowie jedna myśl: „Dlaczego zawsze musi tak być?!”
-Nande?! Naruto, nie opuszczaj, nie zostawiaj mnie!!! Chcę ci jeszcze tak dużo opowiedzieć! Miałem ci powiedzieć, jak dzięki tobie zacząłem zauważać małe, szczęśliwe drobnostki. Jak dostrzegłem wielkość roli rodzeństwa w moim życiu i przede wszystkim…twoją rolę! Naruto, obudź się – zacząłem potrząsać zimnymi ramionami. – Jesteś dla mnie wszystkim, nie rób mi tego! Przepraszam!  Mówiłem wtedy na moście, że na pewno nie dźgnąłbyś mnie shurikenem, a sam to zrobiłem! – Krzyczałem już całkiem ogarnięty żalem i rozpaczą. Miałem mu jeszcze tyle do opowiedzenia…chciałem się go jeszcze o tyle rzeczy zapytać. – Lisku!!! Chciałem się z tobą podzielić, jak ładnie śpiewają ptaki o poranku, jak szczery uśmiech potrafi ukoić złe emocje, jakie kolorowe są kwiaty na łąkach. Byłeś taki sam jak ja. Przeżyłeś tyle smutku i odrzucenia ze strony ludzi. Chciałem patrzeć na twoją ogromną siłę i samozaparcie. To nie tak miało być…
Nie byłem w stanie wykrztusić niczego więcej. Zdałem sobie sprawę, że zabiłem kolejnego człowieka. Wstałem kiwając się na boki i odsuwając się od ciała. Jak w amoku. Oparłem się o pień drzewa i zamknąłem oczy. Zaczął potwornie lać deszcz. Wiedziałem, ze o ile nie robiły na mnie wrażenia śmierci innych ludzi, o tyle tym razem nie byłbym w stanie się pozbierać. Myślałem, że przeżyłem już najstraszniejszy ból. A ten był jeszcze gorszy od wszystkich poprzednich.
Z zamkniętymi wciąż oczyma, którymi pomógł mi on dostrzec świat, wyjąłem kunai i przyłożyłem go sobie do serca.
-Gaara, no chyba żartujesz – usłyszałem znajomy głos. Nie umiałem go w tamtej chwili zidentyfikować. Ktoś wyjął z mojej ręki broń. Nie stawiałem oporu. Ze strony martwego ciała Naruto dobiegło do mych uszu coś w stylu ‘Puff’
-Gaara, to ja – usłyszałem, ale wciąż bałem się otworzyć oczu. Poczułem czyjś mocny uścisk. – Głuptasie – ktoś się zaśmiał. – Otwórz te oczy, to nie złudzenie – dodał. Otwarłem je i zobaczyłem pogodną, ale trochę przejętą twarz najważniejszej osoby w moim życiu. – Złudzeniem to był mój kage bunshin – odezwał się. Stałem jak ciołek. Parę sekund później rzuciłem się mu w ramiona, obejmując go w pasie. Cieszyłem się jak głupi. Czułem jak wraca we mnie życie. Przytulałem go mocno, jakby sprawdzając czy to nie sen.
-Obie-caj mi, że już nig-dy cze-e-goś takie-go nie zrobisz – wydukałem przez płacz i przełknąłem dawkę kropli deszczu wpadającą do moich ust. Blondyn spoważniał.
-Dobrze, ale musiałem usłyszeć to, co powiedziałeś przed chwilą. Chciałem zobaczyć, ile dla ciebie znaczę.
                                                                                                                Sabaku
Staliśmy obaj w pełnym deszczu przemoknięci już całkiem.  Byli przemarznięci do szpiku kości.
-Ty też mi musisz cos obiecać – powiedziałem mrugając cały czas, bo krople deszczu mydliły mi pole widzenia.
-Słucham. O co chodzi? – zapytał, a ja spuściłem wzrok.
-Może początek zabrzmi banalnie, ale chciałbym od tego zacząć. Żyjemy w świecie shinobi, świecie pełnym nienawiści niestety. Nie zrozum mnie źle. Nie chcę cię wpędzić w jakiegoś doła, raczej chodzi mi o to, że dostajemy mnóstwo misji, zwłaszcza te rangi A i S są niebezpieczne. W walce wystarczy jedna, krótka chwila nieuwagi i lądujesz na tamtym świecie. I właśnie…nie chcę, byś sobie sam odbierał życie. Nawet jeśli zginę, nie możesz się poddać. Musisz pokazać rodzeństwu, ludziom ze swojej wioski, innym shinobi, że mimo tej żądzy mordu, której jest pełno, można żyć i uczyć się na błędach – na chwilę przerwałem i spojrzałem na niego. Uroił łzę, ale nie zamierzałem mu tego zabraniać. – Nie chcę byś robił takie głupstwa, jakie zamierzałeś przed momentem. Życie to coś wspaniałego. Pozwala doświadczać tylu rzeczy, a człowiek uczy się cały czas. Zauważ, że nie ma nikogo, kto by wiedział wszystko, bo życie i taj jest za krótkie. Tyle zagadek kryje świat, że na pewno sam nie możesz się tego pozbawić – chciałem dodać coś jeszcze, ale stwierdziłem, ze i tak już dosyć mu natrułem.
-Ale Naruto… - rzekł niepewnie mój uke. – Sam powiedziałeś, że jest dużo nienawiści, a później, że życie jest pełne niesamowitych zagadek i przyjemności.
-Zgadza się. Bo o ile zawsze trwała radość, o tyle zawsze stało koło niej zło. I na tym polega sens życia-powiedziałem gładząc jego mokre włosy. – Aby zawsze dostrzegać rzeczy dobre, wynajdywać je pośród zła. Nie jest to takie łatwe – zbliżyłem się do niego i powiedziałem mu to do ucha – ale ty powinieneś wiedzieć najlepiej jak to jest zauważać małe, pozytywne rzeczy pośród tylu złych czynów z przeszłości – dodałem i mocno go przytuliłem. – I pamiętaj, że zawsze będziesz miał we mnie wsparcie i, powracając do tematu prośby, nawet jeśli mnie zabraknie – spojrzałem na niego bliskiego dystansu – będę dopingował cię i śledził te poczynania stamtąd – wskazałem palcem na niebo, a następnie przechyliłem głowę lekko w bok, zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się.
-Naruto! – Jinchuriki rzucił się na mnie, obejmując mnie w pasie i wtulając się w moją klatkę piersiową. – Jesteś tym, kogo zawsze będę naśladował, przynajmniej będę starał się to robić. I w chwilach zwątpienia czy nawet podczas walki będę pytał siebie w duchu „Co by zrobił mój Lisek?”. Wydaje się rzeczą oczywistą, że poprzestanę na każdą twoją prośbę, ale chcę żebyś wiedział, że przyrzekam naprawdę szczerze, od serca. Dlatego – nagle odsunął się ode mnie, wykonał pieczęć i na jego rękach pojawiły się 2 kamienie, piaskowce. Jeden przedstawiał moja uśmiechniętą twarz, drugi prezentował jego uśmiech na buzi. – Dlatego, kiedy coś nam się stanie, ten kamień nas o tym poinformuje. Kiedy będziemy ciężko ranni, kamień ukruszy się. Kiedy…kiedy umrzemy – ledwo przeszło mu to przez gardło – kamień pęknie na pół – mówił podając mi egzemplarz z jego wizerunkiem.
-Su…sugoi. Gaara, to jest piękne!
Dzieło sztuki to to nie jest, ale ważne, żeby działało. Ach, jeszcze coś – dodał a ja uniosłem głowę znów na niego.
-Co takiego?
-To jest taki szczegół ode mnie. Kiedy będziemy ugodzeni w serce ze środka wypłynie krew. Kiedy nie będzie w nas życia, krew zniknie
-Arigato Gozaimasu, Gaara
                                                                                               Uzumaki
-Arigato Gozaimasu, Gaara. A teraz chodźmy do twojego rodzeństwa.
-Właśnie! – zawołałem. – Temari, Kankuro! Wiesz, gdzie oni są? – przeraziłem się na myśl o nich, a na niebie pojawił się jeden mały obłoczek…potem drugi i po ulewie nie było ani śladu.
-Wiem. To ja z nimi gadałem i poprosiłem aby udali się do opuszczonego domu, który znajduje się zaraz za tym zakrętem – wskazał na najbliższą, wąską dróżkę. Kiedy ruszyliśmy, zdałem sobie sprawę, że w momencie, w którym staniemy przed nimi, będę musiał im powiedzieć o mojej orientacji i o Naruto.
Z Przerażenia przystanąłem na moment. Blondynek szybko wyczytał z moich oczu strach i niepokój. Może i Temari się coś domyślała, ale Kankuro? W życiu. Bałem się, że przez to oddalimy się od siebie, że nie będziemy się do siebie odzywać, że zapanuje dziwna atmosfera. Nie chciałem tego.
-Ale Nar…Naruto…ja nie mówiłem, nikomu, że..
-Wszystko będzie dobrze. Twoja siostra podejrzewała coś, przyszła do mnie, a ja to potwierdziłem.
-A Kan…
-Kankuro też wie – odparł szybko, nie czekając do końca na moje pytanie, pochwycił moją dłoń, pociągając mnie stanowczo do siebie. Wziął moją twarz w swoje ręce. – Niczym już nie musisz się martwić – dodał i zaczął mnie całować. Długo i namiętnie. – Już nie pozwolę, by cokolwiek, ani ktokolwiek przeszkodził ci w cieszeniu się tym uczuciem i szczęściem. Chcę byś dzielił je ze mną. Byś mógł odetchnąć i nie musiał się martwić o jutro…Kocham cię.
Ulżyło mi na myśl o rodzeństwu, ale też zrobiło mi się głupio.
-Żałuję, że nie umiem, o tym mówić tak jak ty – powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Zachciało mi się płakać. Ze złością niedbale potarłem powiekę. Stwierdziłem, że jestem po prostu tępy albo głupi. Znowu beczę, mimo, że jestem szczęśliwy. No, ale cóż. Nie każdy radzi sobie z taka zawziętością dążenia do celu jak mój partner. Co nie zmieniało faktu, że zamierzałem mu w tym dorównać, przynajmniej starać się to zrobić.
-Powiedziałem ci już głuptasie, żebyś się o nic nie martwił. Przecież wiesz, że nie musisz nic mówić, i tak dokładnie będę wiedział co czujesz. To, że nie umiesz ubrać tego w słowa to już nie jest żadnym problemem. Najważniejsze, żebyś to czuł. A przecież nie jesteś nieczuły na miłość. Chodźmy już.
-Dobrze – odparłem, a blondyn objął mnie ramieniem. – Odprowadzę cię do nich i będę wracał do wioski.
-Kiedy cię znowu zobaczę? Może teraz ty zostaniesz trochę u mnie? – pytałem niespokojnie.
-Chciałbym, ale nie jest to najlepszy pomysł. Czeka mnie wiele misji. Obiecałem Konohamaru, że spędzę z nim trochę czasu – powiedział i złapał się za ramię. – Przez te jego misje jestem cały obolały-dodał sycząc z bólu.
-No i biegłeś tu do mnie w takim stanie? Zwariowałeś? – pytałem poirytowany, ale jakże szczęśliwy. Błagałem tylko, żeby się nie uśmiechnąć, co było trudne w tamtej chwili.
-Nie bądź głupi, to nic takiego – odpowiedział również z trudem powstrzymując uśmiech.
                                                                                                              Sabaku
-Nie miałeś bandaży, żeby się opatrzeć?
-Nie było czasu – spojrzałem na niego z szelmowskim uśmiechem.
-Ale teraz jest – stwierdził. – Chodźmy, tam jest jakiś potok, bo słychać szum wody – wskazał źródło dźwięku kilkaset metrów dalej.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, kazał mi usiąść pod drzewem, a sam poszedł umyć ręce i zanurzył twarz w wodzie. Słońce tak rozświetlało  jego wilgotne włosy, był taki przystojny. Parę chwil później siadł koło mnie wydając polecenie bym ściągnął bluzę. Na chwilę zaniemówił, rumieniąc się szkarłatnie, na co ja zareagowałem śmiechem. Po czym już z uśmiechem na twarzy zaczął bandażować rany. Siedzieliśmy tak w milczeniu przyglądając się sobie. On skupiony opatrywał mnie, a ja trochę zamyślony nasłuchiwałem śpiewu dzikich ptaków. Tak beztrosko ćwierkały, słonko dogrzewało, czuć było taką wolność, świat wolny od czasu…
-Naruto! Nie słyszysz jak do ciebie mówię? – zawołał czerwono włosy.
-C…Coo? – spytałem leniwie patrząc na jego śmiejące się oczy pełne blasku. – Przepraszam, odpłynąłem – dodałem ze skruchą w głosie.
-Dziękuję ci, że wyjaśniłeś wszystko mojemu rodzeństwu, ale nie możesz mnie w każdej sprawie wyręczać, to nie w porządku. Sam powinienem  im był to powiedzieć, gdy nadarzała się okazja, a nie zbywać ich jak tchórz.
Zamurowało mnie. Nie spodziewałem się po nim tak szybkiej determinacji. Przyznaję, zaskoczył mnie.
-Dobrze. Chciałem cię tylko odciążyć, więcej nie postąpię tak bez twojej wyraźnej zgody. Dziękuję – powiedziałem ostatnie słowo, widząc, że skończył opatrywanie ran. – Lepiej już wracajmy.
Gdy zbliżaliśmy się do opuszczonej chaty trzymając się blisko siebie, Temari już nas wypatrywała.
-No. W końcu jesteście – rzekła zaklaskując w ręce. – Już się zaczęłam o was martwić.
-AAPSIK! – kichnąłem donośnie.
-To chyba naprawdę nie był dobry pomysł, żeby nas gonić – powiedział bladoskóry z troską w głosie i niepokojem w oczach.
-Mówiłem ci już. Nie bądź głupi. Złym pomysłem było to, co ty chciałeś zrobić w lesie – popatrzyłem na niego gardząco. – Aa..a…APSIK!
-No ładnie – wkroczył Kankuro, stając za Temari, dając jej ręce na ramiona. Staliśmy naprzeciwko nich. Ja patrzyłem z zakłopotanym uśmiechem, a Gaara wpatrywał się we mnie jak w obraz z zatroskaną miną. – Ktoś tu się przeziębił nie na zżarty – kontynuował Kankuro.
-Yhh…no tak, tak troszkę, nic takiego – rzuciłem.
-Okazuje się, że chata jest całkiem nieźle zaopatrzona – powiedziała Temari. – Naruto, skąd wiedziałeś o jej istnieniu?
-Zwykły zbieg okoliczności. Kiedyś wracając z treningu ja zobaczyłem – odparłem i mocno przytuliłem mojego uke.
-Kto by pomyślał, nasz mały Gaara. Kankuro, zostaliśmy sami – rzuciła siostra.
-Temari – nieznacznie warknął bladoskóry. – Nawet tak nie żartuj. Nigdy was nie opuszczę. NIGDY.
Widać było, że dziewczyna tez nie spodziewała się takiej mocnej deklaracji od swojego brata, który dotychczas ostro dawał do zrozumienia, że dziewczyna nic dla niego nie znaczy.
-Dobrze, już dobrze. Siadajcie – wskazała stół. – Zaraz podam wam coś do picia. – Poinformowała i zaczęła się krzątać. Siedliśmy naprzeciw sobie. Równocześnie wyciągnęliśmy ręce ku sobie na stół i złapaliśmy swoje dłonie. Zaplotłem w swoje palce na jego nadgarstkach, a on czując moją niską temperaturę ciała, skierował moje oziębłe ręce ku swym ustom i chuchnął na nie parę razy.
Temari podała nam cos do picia i szybko się z bratem ulotniła, zostawiając nas na osobności. A my? Wypiliśmy gorące napoje i legliśmy na kanapie. Tym razem czerwono włosy objął mnie, więc ułożyłem głowę na jego ramieniu. Cudownie było obserwować, jak mój uke zamienia się w seke.
-Chciałem cię tylko o coś spytać – rzekł Jinchuriki.
-O co tylko chcesz – powiedziałem i skuliłem się, by być jak najbliżej niego.
-Ja bym nie dał rady, na twoim miejscu, patrzeć, jak się zabijasz – zamyślił się głęboko.
-Mi też było niezmiernie ciężko. Nie zareagowałem wcześniej, bo byłem zaskoczony. Ale zaraz ocknąłem się, że jeszcze chwila, a się spóźnię i ty naprawdę się zabijesz. – Opowiadałem z przejęciem i drżeniem głosu.
-To tyle – zakończył bladoskóry. – Tylko tyle chciałem wiedzieć – dodał i odetchnęliśmy wspólnie.
-Wiesz co? – zagaiłem po chwili. – Te kamienie – wyjąłem z kieszeni wymienioną rzecz – są świetne.
-Dodałem specjalnie tą funkcję od siebie, ze względu na to, że twój bunshin wtedy dostał w serce i stwierdziłem, że to będzie przydatne.
-Oo tak – skwitowałem. –Zdecydowanie.
                                                                                                        Uzumak

 *.*.*.*.*.*.*.*.*
Teraz kolejne cześci będą pojawiać się już radziej, bowiem nie mam już prawie wcale nic przepisanego wcześniej na kompa. Ale na pewno będzię kontynuacja, bowiem mam pomysł na jego zakończenie. :3
A to wszystko dzięki tobie Ino. *.* Moja ty weno ^w^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz