Konnichiwa minna! ;3

Pragniemy wszystkich serdecznie przywitać w naszym małym internetowym świecie ♥

PRAGNIEMY BYŚCIE SIĘ ZAPOZNALI ZE STRONĄ 'Temari' PO PRAWEJ STRONIE, GDYŻ SĄ TAM INFORMACJE DLA WAS.

wtorek, 28 maja 2013

NaruGaa part.4

                  A więc kolejna część. Jest chyba minimalnie krótsza, ale postanowiłam już dodać. Myślę, że na części 5. zakończę to opowiadanie. Tak więc miłego czytania życzę
 *.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Obudziłem się, jak z okropnego koszmaru. Czułem się jak…jak wyrzuty i wypluty. Do końca nie zdawałem sobie sprawy, co się ze mną dzieje. Chwilami myślałem, że jestem na tamtym świecie. Ale wtedy radowałbym się, że powiedziałem Naruto, wszystko to co chciałem. Przez pierwsze godziny słyszałem tylko pikanie jakiejś maszyny i spokojne głosy pielęgniarek na zewnątrz. Krzątały się zaglądając do kolejnych pokoi. W końcu ktoś zapukał do moich drzwi odchylając je delikatnie.
-Dobrze, że pani przyszła-teraz dopiero zobaczyłem Kankuro. Siedział przy mnie cały czas?-Chyba się wybudza.
-Już? O jej, to szybko! Taką zdolność regeneracji widziałam tylko raz w życiu – mówiła zdziwiona, podchodząc do mojego łóżka, sprawdzając jakieś  parametry na maszynie.
-Ale wszystko z nim w porządku?-spytał brat, żeby się upewnić.
-Tak. Może pan być spokojny. Teraz już tylko…
Nie zdążyła dokończyć, a drzwi znowu się uchyliły.
-Mogę?-zapytał, wkładając głowę do pomieszczenia.
-Proszę – odpowiedział mu Kankuro.
-Wszyscy mieliście wielkie szczęście-zwróciła się do naszej trójki. –Ci którzy dokonali próby zabójstwa, to międzynarodowi przestępcy, Na szczęście cała ich szajkę zamknięto na dobre.
-Ja mam nadzieję-odparł oburzony ukochany opierając się o ścianę z założonymi rękami. – Inaczej sam bym się nimi zajął.
-T-tak się cieszę…-zacząłem mamrotać-że…mogę was jeszcze widzieć, spoglądać na wasze twarze z wypisanymi uczuciami, słuchać waszych zamszowych, uroczych głosów.
-Pff…nawet nie wiesz, jak ja się cieszę-uniósł się Lisek, po czym prychnął.-Twe słowa wtedy w pokoju doprowadziły mnie do rozpaczy. Jeszcze chyba nikt samym gadaniem nie doprowadził mnie do takiego stanu.
-Gommen, ale przynajmniej nie żałowałem, że czegoś ci nie przekazałem-rzekłem, już stabilniejszym tonem.
-Jak już mówiłam-wtrąciła pielęgniarka-taką zdolność regeneracji, oprócz ciebie-zwróciła się do mnie-ma tylko jeszcze jedna osoba.
-Kto taki?-zaciekawiłem się, a kobieta się uśmiechnęła.
-Twój partner-odparła i poleciła, żeby Kankuro odpoczął i udał się do domu. Początkowo stawiał opory, ale niebieskooki go przekonał. Zostaliśmy sami.
-Wiesz co?-zacząłem.-To wydarzenie w lesie i przed paroma dniami, uświadomiła mi, jak jesteś mi bliski. Jak…jak dużo mam ci do powiedzenia. Martwię się tylko, że na to wszystko po prostu nie ma odpowiednich słów, które dałyby radę wyrazić to wszystko, co do ciebie czuję.
Jinchuriki zamyślił się. Po chwili namysłu powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę.
-Wiem, co czuje ja, u ciebie widzę to samo. Myślę, że ludzie ubierają to w słowa takie jak „miłość wszechmocna i bezgraniczna od zawsze wpisana w gwiazdy, nasze losy i życie”. Myślę, że takimi słowami mniej więcej słowami, można to wyrazić. Nawet jak zostanę Hokage, zawsze będziesz u mojego boku. Nie opuszczę cię przenigdy. Nawet śmierć, czas, odległość. NIC, ale to nic, nie da rady nas rozdzielić. Wojna, ludzie, katastrofy. NIC. Zawsze będę przy tobie.-mówiąc to wszystko, powoli przemieszczał się w stronę mego łóżka. W końcu usiadł na jego brzegu. Wziął moją dłoń i przyłożył do swojego policzka. Gładził ją opuszkami palców jak najdelikatniej potrafił. Potem zaczął ją całować słodko swoimi drobnymi usteczkami. Tak błogi, beztroski nastrój…jakby…wolny od czasu umiał stworzyć tylko on.-Dobrze. Daję ci już spokój. Musisz odpoczywać- uśmiechnął się. Następnie wstał, nachylił się i pocałował mnie delikatnie w policzek, później parę razy w szyję. Chciałem, żeby został, ale zaraz pomyślałem, że już i tak dużo czasu spędził ślęcząc nade mną w szpitalu. A przecież był shinobi i następne dni musiał przeznaczyć na trening.
Leżałem jeszcze 4 dni w szpitalu. W każdym z nich przychodził do mnie mój blondynek. Zawsze coś opowiadał, przynosił kwiaty, trwał przy mnie. Czułem się trochę winny, że zaniedbuje trening, ale on tylko mnie zgardził spojrzeniem mówiąc, że wszystko ma pod kontrolą.
Po powrocie do mieszkania i normalnego trybu funkcjonowania, siostra kazał mi uważać, nie przemęczać się, odpoczywać, ble, ble, ble.  No, ale. Przecież właśnie za to kochamy starsze rodzeństwo. A oni mogą podziwiać i obserwować, jak młodsi rosną, dojrzewają, stają się niezależnymi i samodzielnymi.
                                                                                                                            Sabaku
Wybiegając wtedy do Gaary zerknąłem na kamień, a na nim pojawiła się już czerwona błona. Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze. Na moją prośbę Jirayia przeniósł się do Sunagakure, żebym nie musiał biegać między wioskami. Oczywiście nie miał z tym problemu. Stwierdził tylko, że to będzie niezły czas do zbierania informacji do nowej książki. Wtedy, wszystko stało się jasne. „No tak”-pomyślałem. „w końcu to niezły zboczyl”.
I tak wszystko zaczęło się stabilizować i po mału wracać do normy. Tygodnie mijały mi dość szybko. Rano, biegałem na trening, dawałem z siebie wszystko, później udawałem się na ramen, następnie do mojego Gaary. Był już niemal w pełni sił. Chciałem z nim zostać przynajmniej do czasu, kiedy będzie mógł radzić sobie sam, by nie sprawiać kłopotu rodzeństwu.
-Naruto…-zaczął kiedyś po treningu Jirayia.
-Nande?-zapytałem niezbyt zainteresowany intencjami jego wypowiedzi.
-Czy…jesteś pewien…-jąkał się tak bardzo, że zaczęła mnie denerwować jego niepewność.
-No wykrztuś to z siebie!-krzyczałem patrząc na niego srogo, wyczekując zgardzenia, ale nie otrzymałem go.
-Czy jesteś pewien, że Gaara jest tego warty?-zapytał, a ja miałem ochote mu powiedzieć, co zrobił w lesie, ale chciałem by te wydarzenia były tylko nasze, tak intymne.
-Czy to wszystko?-spytałem wyczekująco.-Bo jeśli tak, to muszę już iść-dodałem i już miałem odchodzić od zupełnie skołowanego sensei’a, który spodziewał się wybuchu sprzeciwu, ale postanowiłem dodać:
-Dla mnie jest on warty największych czynów i słów-powiedziałem spokojnie z głową zwróconą w  jego kierunku.-A ciebie nie zamierzam przekonywać samymi, pustymi słowami. Sam zobaczysz, jak bardzo nam na sobie zależy-wyjaśniłem, żeby się już nie czepiał i odszedłem od niego, nie mówiąc już ani słowa.
-To dobrze-rzekł cicho, może ze względu, że byłem już nie tak blisko niego, jak przed chwilą.-Bo dziś wracamy do Liścia załatwić parę rzeczy i wyruszamy na długi trening. Będzie on bardzo ważny, dlatego po prostu nie chcę, byś był na nim rozkojarzony. Jeśli twierdzisz, że tak bardzo wam zależy, to wasze uczucie przetrwa i nie ma się o co martwić.
Mówił to a ja stałem przerażony, wryty w ziemię. Czułem jak moje nogi nie mogą się poruszać.
-A…-nie wiedziałem od czego zacząć-a kiedy wracamy do Konohy?
-To będzie dla was długa przerwa, dlatego dam ci czas do jutra. Choć-spojrzał na mnie spode wielkiej czupryny włosów-nie ukrywam, że wolałbym wyruszyć już dziś. Jednak mogę stracić jeden dzień do twojego namysłu. Czy pójdziesz się z nim pożegnać? Twoja sprawa.
Odszedł od łąki, na której odbywaliśmy treningi, zostawiając mnie zupełnie zdezorientowanego jego słowami. Najpierw, kiedy już oprzytomniałem, zerwałem się i zrobiłem gwałtowny, po czym znów się zatrzymałem. Chciałem biec do Gaary, ale…co mu miałem powiedzieć? „Wyjeżdżam na parę lat, nie wiem  kiedy wrócę i czy w ogóle, ale mam nadzieję, że będziesz na mnie czekał nie zwiążesz się z nikim innym”? Gdybym tak powiedziałem, znowu skazałbym go na samotność. Nie chciałem, by czekał na mnie. Chciałem, by ułożył sobie życie z kimś kto nigdy go nie opuści, do kogo zawsze będzie mógł się zwrócić. Jeśli ja nie mogłem mu tego zapewnić, to najwidoczniej nie byłem wart jego uczuć.
Było południe, więc miałem trochę czasu do namysłu, ale…i tak nie wiedziałem co mam zrobić. Gdybym do niego poszedł, na pewno pociekły by mi łzy. Nie chciałem, by widział mnie w takim stanie.
Tak mocno z myślami nie biłem się jeszcze nigdy. Było to trudniejsze, niż najbardziej wyczerpująca walka.
Siadłem na ławce i zacząłem płakać z bezsilności, jak małe dziecko, ale jednocześnie miałem nadzieję, że pod moja nieobecność Gaara znajdzie kogoś lepszego ode mnie. Kogoś, kto nigdy go nie opuści. Będą szczęśliwi i już zawsze razem. „Gaara…mam nadzieję, że już nigdy nikt cię nie opuści, że…nie natrafisz na takiego słabeusza, jak ja”.
                                                                                                                            Uzumaki
-Temari!-krzyknąłem leżąc jeszcze w łóżku.
-Temari nie ma – wszedł do pokoju Kankuro. –Poszła…-zawahał się ze skrepowaniem-do sklepu-wypalił, a ja zrobiłem podejrzliwą minę.-No…-znowu powiedział niepewnie-No co?! Co się tak patrzysz?! –zaczął się śmiesznie rzucać z pretensjami. Wybuchnąłem śmiechem.
-No dobrze, już nic nie mówię-mówiłem wciąż się śmiejąc. Brat siadł na moim łóżku i wygłupialiśmy się. Fajnie tak było spędzić z nim trochę czasu. Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Kankuro zerwał się zestresowany, przymykając drzwi do mojego pokoju. Podszedłem niespokojnie do ściany i przystawiłem ucho.
-I co? Czemu płakał?-słyszałem męski głos.
-Jeszcze nigdy nie widziałem tak dobrego człowieka - ktoś pociągnął nosem. Nie miałem pojęcia, co dalej mówią, bo weszli do drugiego pomieszczenia. Ale pomyślałem, że po prostu Temari spotkała jakąś znajoma w sklepie i znowu jej naopowiadała jakiś bajek. „Może Naruto spędzi ze mną trochę czasu”-myślałem i nagle cos mnie ukłuło. „Już dawno powinien tu być”-zastanawiałem się dalej.
-Temari!-zawołałem powtórnie.- Idę poszukać Naruto!
-Nie znajdziesz go – oznajmiła grobowym głosem.-Gaara…chodź tu do nas.
Niespokojnie usiadłem koło nich na kanapie.
-Naruto wrócił do Konohy i wyrusza na kilkuletni trening-mówiła pochlipując.
-Al…ale jak to?! Czemu nie przyszedł się pożegnać?!
-Nie chciał ci zajmować czasu swoją osobą. Pragnie, abyś o nim zapomniał i ułożył sobie życie z kimś, kto cię nigdy nie opuści.
-Dl…dlaczego?!-wydzierałem się coraz głośniej, a siostra spuściła głowę.
-Gdyby przyszedł do ciebie, wydałby wyrok paru lat samotności. Nie chciał tego robić. Nie po tym, ile już przeszedłeś.
-Jednym słowem, nie chce, żebyś na niego czekał i pragnie, byś znalazł sobie wsparcie-dodał Kankuro, obejmując siostrę ramieniem.
Po tamtych słowach pociekła mi jedna łza, potem druga, i znów kolejna. Po chwili nie mogłem już powstrzymać emocji. Ukryłem twarz w dłoniach. Chciałem się dociąć od całego świata. Po paru minutach starałem się już zatrzymać łzy.
-Naruto chyba nie byłby zadowolony z takiej reakcji-rzekłem ze smutnym uśmiechem wycierając chusteczką wilgotne policzki. –Nigdy nie był samolubny, zapatrzony w s siebie-kontynuowałem już spokojniej.-Zwracał uwagę tylko i wyłącznie na szczęście swoich bliskich. Jednakże…-zawahałem się-gommen Naruto, nie mogę o tobie tak po prostu zapomnieć. Jeśli ty żyłeś samotnie przez tyle lat, jako dziecko i ja dam radę teraz-mówiłem, patrząc w sufit, jakby z nadzieją, że dosłyszy moje słowa.-Yhh…-wzdychnąłem oprzytomniały, spoglądając w stronę zmartwionego rodzeństwa-idę się przejść.
-Tylko nie rób nic głupiego i uw…-Temari chciała dokończyć, ale Kankuro zasłonił dłonią jej usta.
-Wie co robi-brat, a ja wyszedłem na zewnątrz.
Wiał lekki wiatr, porywający liście, wokół nieustannie krążyli ludzie, ale ich głosy i ten cały szum wydał mi się tak odległy…
Poszedłem na łąkę na której ćwiczył z Jirayią. Położyłem się na trawie i patrzyłem w niebo.
-Dlaczego musisz być taki dobry dla mnie?-zacząłem jeszcze cicho szeptając.-Czemu choć na chwilę nie możesz pomyśleć o sobie?! O swoim szczęściu?!-darłem się już jak opętany.-Dlaczego…chcesz, żebym o tobie zapomniał po tym co przeszliśmy? Najpierw w lesie poznałeś ile dla mnie znaczysz, ile jestem w stanie dla ciebie poświęcić, później ty trwałeś przy mnie  w szpitalu, tak strasznie się o mnie martwiłeś…-opadłem ze zmęczenia  z powrotem na ziemię.-A teraz…-przerwałem z powodu spływających łez i ścisku w gardle, który nie pozwolił mi mówić.-A teraz nie chcesz, bym na ciebie czekał?! Naruto…nie dam rady! Jesteś dla mnie jedną z takich osób, dla których zrobiłbym wszystko…
                                                                                                                                   Sabaku
*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Oczywiście proszę o komenty, a kolejna część (jak sądzę ostatnia) pojawi się za jakieś 4-5 dni maks.

2 komentarze: