Konnichiwa minna! ;3

Pragniemy wszystkich serdecznie przywitać w naszym małym internetowym świecie ♥

PRAGNIEMY BYŚCIE SIĘ ZAPOZNALI ZE STRONĄ 'Temari' PO PRAWEJ STRONIE, GDYŻ SĄ TAM INFORMACJE DLA WAS.

niedziela, 26 maja 2013

NaruGaa part.3

                        Wbijam z kolejną częścią :3 Wiem, że może nie jestem taka dobra, jak moje koleżanki, ale moglibyście komentować ;-; Przynajmniej wiedziałabym co poprawić. Oczywiście życze miłego czytania =^.^=
                                                           *.*.*.*.*.*.*.*.*.*
Było nam tak błogo. Nie chciałem go opuszczać. Ale kiedyś było trzeba. Gdy nadszedł ten moment, by się zbierać, podnieśliśmy się leniwie, przeciągając się. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, moje rodzeństwo dało nam chwilę na pożegnanie.
-A więc..
-A więc…-powtórzyłem za nim, a promyk słońca musnął jego delikatną skórę na policzkach. – Dobrze mi z tobą i…imponujesz mi wiesz?
-Wiem-uśmiechnął się szelmowsko obejmując moje usta. Każdy jego pocałunek był tak długi, czuły, pełen miłości i uczucia, jakbyśmy żegnali się na zawsze. Tak całując mnie zawiesił ręce na mojej szyi, obejmując potem moją głowę, przejeżdżając dokładnie po włosach, na koniec ogarniając w dłonie moje policzki. Czułem, że chciał już kończyć, ale nie pozwoliłem mu na to. Zatrzymałem go językiem. Kiedy udało mu się wreszcie oderwać, odsunąłem się od niego i patrząc w jego oczy, przygryzłem mimowolnie dolną wargę. Zsunąłem ręce z jego ramion, przejeżdżając do dłoni i wplątując swoje palce. Rzuciłem mu jeszcze na odchodne, żeby uważał i dbał o siebie, bo stan „lekkiego pokasływania” może się pogorszyć i przeobrazić w coś większego. Odpowiedział mi krótkim:
-Zrozumiano! – po czym dodał słodko – ale i tak było warto podążać za tobą.
Temari się zniecierpliwiła, więc musieliśmy zakończyć nasze pożegnanie.
                                                                    ***
-Jak bardzo ci na nim zależy? – spytał po kilkudziesięciu minutach drogi Kankuro. Trochę spaliłem buraka, ale stwierdziłem, że nie ma powodu, by się wstydzić i z dumą odparłem:
-Bardzo. Cała wasza trójka jest dla mnie niezmiennie ważna – dodałem i z racji, a może przywileju, że szedłem w środku, objąłem ich ramionami. – I nie umiałbym wybierać ale mam nadzieję że nigdy nie będę musiał.
Dalsza podróż minęła już raczej na luźnych rozmowach, na błahe tematy. Do czasu…
-Stójcie! – wrzasnęła nagle Temari.
-Co jest? – spytaliśmy poddenerwowani. I wtedy wyskoczyli z drzew 3 shinobi w maskach.
-Łapcie ich! – krzyknął jakiś facet biegnący ku nam. – Uciekli z więzienia parę godzin temu, mieli już nie żyć, z powodu wymierzonej kary śmierci.
-Czy dobrze rozumiem? – spytał Kankuro. – Mamy ich zabić? – spytał zdezorientowany.
-Tak! Inaczej będę miał kłopoty.
-Ja ich znam – wtrąciłem. – To ci, którzy cię wtedy napadli Temari – mówiłem opanowany patrząc na siostrę.
-To sprawdźmy twoje umiejętność, bracie – rzekła dziewczyna. W trzech stali gotowi do walki. Zacząłem zbierać piasek z otoczenia, w który po paru ciężkich minutach ścigania ich złapałem.
-Sabaku Kyu! – zawołałem. I w tym momencie dało się słyszeć znajome „puff”.
-He? Bunshiny?! – wydzierał się Kankuro. Zaraz po tym obrócił się w piach mój klon. Miał  sprawiać wrażenie, że nabrałem się na ich sztuczkę. Od samego początku wiedziałem, że czyhają za jednym z drzew.
-Ha! Nasz braciszek też zrobił zmyłę! – zawołała uradowana siostra. Tym razem to ja ich zaskoczyłem i otoczyłem ich piaskiem, zbierając go najpierw za ich plecami. Nie zdążyli się nawet obrócić, gdy byli wewnątrz klatki z sypkiego materiału, którym władałem.
-Sabaku Kyu! – krzyknąłem. Gdyby nie to, że napadli oni kiedyś na Temari, nie byłbym w stanie ich zabić. Powtarzałem sobie, że będę już zawsze dbać  o bezpieczeństwo swoich najbliższych.
Następnie, nie ukazując ich zwłok, za zgodą tego mężczyzny, zaniosłem ich w otoczce piaskowej na cmentarz i pochowałem.
                                                                                                                                  Sabaku
Po powrocie do wioski, poszedłem od razu, z buta do baru. Ramen smakowało wyjątkowo wyśmienicie. Zjadłem je tak szybko, że niecałe 10 minut po wejściu do wioski i wizycie w ICHIRAKU byłem już w swoim mieszkaniu. Ległem na łóżko i zasnąłem jeszcze szybciej niż zjadłem posiłek.
*.*.*
Kolejne dni mijały spokojnie, na nudnych misjach, treningu z Konohamaru, na wizytach w barze. Ale przy tym wszystkim pogoda była piękna. Słońce delikatnie muskało budynki. W końcu postanowiłem, że pójdę do Sakury. Chciałem po prostu spędzić z nią trochę czasu. Nie mogłem zaniedbywać naszej więzi, bo jedną z pierwszych i tak już straciłem. Sakurę spotkałem na jednej z ławek w parku. Siadłem koło niej bez słowa.
-Co tam? – spytałem spoglądając przed siebie. Ona tez nie patrzyła na mnie.
-Ehh…- wzdychnęła. –Większość dobrze. – podsumowała. Wiedziałem, że chodzi o Sasuke.
-Bardzo cię to boli? – spytałem właściwie znając odpowiedź.
-Bardzo, przecież wiesz – spoglądnęła na mnie. Prawie płakała. Nie dziwiłem jej się. W końcu, sama próbowała go powstrzymać, niestety-bez powodzenia.
-Posłuchaj – zacząłem, starając się brzmieć poważnie i dyplomatycznie. – Nie zadręczaj się. To nie ma sensu. Trudno, stało się. Dla mnie to tez nie jest łatwe. Gdyby nie to, że mam Gaarę… - chciałem ugryźć się w język. Przecież Sakura była sama. Ciekawe, czy dałoby się ją poznać z Kankuro. Przydałby się jej ktoś taki. Widać, jak Kankuro dba o rodzinę. Na razie, to ja musiałem ja wspierać. Z resztą…nigdy bym nie przestał tego robić.
-No właśnie – otrząsnęła się z zamyślenia. – Jak tam z Gaarą? Dogoniłeś go wtedy?
Oczywiście musiałem jej zdać relację i kolejno odpowiadać na wszystkie pytania.
-Cieszę się, że masz kogoś takiego jak Gaara – skwitowała szybko . – Gaara to prawdziwy skarb.
-Oo tak. – potwierdziłem z uśmieszkiem. –A wiesz, ile takich skarbów leży pod nogami? – zapytałem, wzbudzając zainteresowanie dziewczyny i wywołując niezrozumienie na jej twarzy. Zaczęła mnie nękać pytaniami.
-Hahah. – zaśmiałem się, gdy zaczęła mnie gilgotać. – Zapomnij! – udało mi się w końcu krzyknąć. – Nic więcej ci nie powiem.
Sakura przez moment udawała złą, ale potem wybuchnęliśmy śmiechem. Musiała już wracać, więc ją odprowadziłem, po czym, wracając do własnego mieszkania, chyba  z pięć razy bym na kogoś wpadł. Powód? Myślałem o moim partnerze. Jak on tam się czuje. Chciałem, żeby wiedział, że mi nic nie jest, że wyzdrowiałem. Myślałem o nim, kiedy tylko miałem czas, a czasami to nawet kiedy go nie było. Mianowicie-podczas treningu, za co przeważnie dostawałem w głowę od Ero-sennina. Ciekawiło mnie co mój słodki  Gaara robi. Pewnie tez spędzał te dni leniwie. Codziennie wieczorem spoglądałem na kamień. Na szczęście nim mu nie było.
Kiedy wszedłem do domu robiłem wszystko jak automat. Poszedłem do łazienki, odłożyłem kamień na regał i poszedłem spać z nadzieję, że Jinchuriki  przyśni mi się także tej nocy.
*.*.*
Rano obudziłem się jeszcze bardziej śpiący, niż byłem wieczorem. Odchyliłem leniwie jedną powiekę. Było jasno, koło godziny 9. Nie byłem pewien, dokładnie nie widziałem. Patrzyłem na mój pokój. Śmieci po jedzeniu są, wszystko na swoim miejscu.
I wtedy. W tamtym momencie zerwałem się tak szybko, jak się nie spodziewałem, że potrafię. Na podłodze koło łóżka była wielka kałuża krwi. Zdziwiło mnie to, bo ja nie krwawiłem. „Ktoś tu był?”-myślałem nerwowo. Parę chwil później stałem jak wryty. To z kamienia wydobywała się krew. „Szybko!”-pospieszałem sam siebie. Ubrałem się i pięć minut później stałem już gotowy, kamień owijając w bandaż. Wyruszyłem z wioski, jak najwcześniej było to możliwe. „Mój Gaara. Mój mały Gaara, co się dzieje?”-myśli kotłowały się w moim umyśle
                                                                                                                         Uzumaki
Po chowaniu tamtych uciekinierów, wróciłem do domu. Wyszedłem na mały balkonik. Obserwowałem ludzi podążających z dziećmi, bądź zakupami w przeciwnych stronach wzdłuż ulicy. Myślałem sobie, tak…ogólnie. O wszystkim. Trochę zmuliłem. Wyciągnąłem z kieszeni talizman [tak, tak. Ten kamień]. Lubiłem wpatrywać się w jego pogodną twarz. Uwielbiałem, kiedy mierzwił moje włosy. Wprawdzie to nie wyobrażałem sobie ,życia bez niego. W tamtym momencie rozkminiałem też jego słowa. „O ile zawsze trwała miłość, o tyle wiecznie obecna była przy niej nienawiść”. Chyba powoli zacząłem je rozumieć i coraz bardziej go podziwiać. Za to, że dostrzega zło, a mimo to wciąż powtarza, że zostanie Hokage. I ja też wierzę w jego marzenia. Że kiedyś stanie się ona rzeczywistością. W końcu zacząłem zastanawiać się nad własnym marzeniem. Czego ja chciałem od zycia? Chciałem przede wszystkim podążać przez świat u boku mojego ukochanego. Wiedziałem, że przy nim nigdy nie zwątpię w prawdy, jakie mi przekazał. Byłem pewien też tego, że to on będzie dla mnie wzorem. Ale ciągle nie miałem sprecyzowanego planu, co chcę osiągnąć i do czego starać się dążyć.
Po tych rozmyślaniach moja siostra poleciła mi już kłaść się spać, bo było dobrze po północy. Powlokłem się więc do łazienki, po czym padłem na posłane wyrko.
Tamtej nocy śniło mi się jak Naruto cały czas gdzieś biegnie. Był bardzo przejęty i poruszał się z taką szybkością, jakby od tego miało zależeć jego życie.
Śniło mi się to dość długo, kiedy nagle poczułem ścisk w sercu, potworne ukłucie. Sen ten mnie przeraził, więc wybudziłem się i machinalnie złapałem się za lewą stronę klatki piersiowej. Było to bardzo dziwne, bo mimo iż nie śniłem, ból nie ustawał. Nie za bardzo mogłem cokolwiek dostrzec, ale kiedy uniosłem dłoń, zobaczyłem, że jest cala pokryta krwią. Robiło mi się coraz słabiej, nie mogłem z siebie wydać żadnego dźwięku, jakbym był totalnie sparaliżowany. Były to istne męczarnie. Leżałem tak bardzo długo, przynajmniej tak mi się zdawało. Gdy nagle usłyszałem jak ktoś z rozmachem otwiera drzwi do pokoju rodzeństwa. Zza ściany słyszalne były słabe głosy:
-Gdzie Gaara? Gdzie on spi? Coś złego mu się stało! Musimy szybko się tam dostać!
Ktoś strasznie krzyczał, następnie wparował do pokoju. Kiedy zrozumiałem, ze to niebieskooki blondyn, zmusiłem się na powiedzenie paru zdań.
-Naruto, chciałbym żebyś mnie teraz wysłuchał-powiedziałem cicho, a Jinchuriki podbiegł i uklęknął koło mojego łóżka, chwytając mnie za rękę
-Gaara, co się stało?!
-Posłuchaj Naruto, jeszcze wczoraj nie wiedziałem, czego chcę od życia-uśmiechnąłem się słabo. – Ale teraz…teraz wiem, jaki jest mój cel. Bo…nie jest ważne co robiłeś przez całe życie. Ważne są twoje myśli przed śmiercią. I chcę-spojrzałem na jego zapłakaną twarz. – Chcę, żebyś zapamiętał mnie jako kogoś, kto zmienił się pod wpływem twoich słów. Kogoś, kto chciał zrobić dużo rzeczy dobrych, kto powoli zaczął dostrzegać piękno życia, tylko po prostu zabrakło mu czasu – mówiłem patrząc na jego kapiące łzy, wielkie jak grochy. – Ale to nic. Będę patrzył jak zostajesz Hokage i wtedy będę z ciebie dumny-zamierzałem tutaj skończyć i oddać swoją duszę kiedy usłyszałem:
-Przestań chrzanić! Nie umrzesz tutaj! Nie pozwol…-reszty już nie udało mi się usłyszeć.
                                                                                                                               Sabaku
-Nie pozwolę na twoją śmierć!-krzyczałem jak opętany, następnie wziąłem go delikatnie, ale w miarę szybko na ramiona i popędziłem w stronę szpitala. Na miejscy szybko się nim zajęli. Po jakimś czasie dotarli Temari z Kankuro, którzy nie mogli mnie dogonić wcześniej.
-O co chodzi?-spytałem się z ogromnym ściskiem w gardle.-Kto mu to zrobił?
Wtedy Kankuro opowiedział mi historię, która miała miejsce, gdy wracali do wioski. Dowiedziałem się o złodziejach, którzy napadli na Temari, o tym, ze zostali więźniami, o tym, że czekała ich kara śmierci i Gaara z nimi walczył. Kankuro miał też przypuszczenie, że to ich znajomi chcieli się zemścić na bladoskórym za to, co zrobił.
-Rozumiem-odparłem krótko, bo na nic innego nie było mnie stać. Cały czas gapiłem się na talizman. Wtedy przez przypadek ujrzałem na spodniej stronie kartkę. Było to objaśnienie.
Kiedy człowiek ten zostanie ugodzony w serce pojawi się krew, która będzie się utrzymywać, aż do momentu, w którym stan zdrowia się polepszy. Jeśli się tak stanie-krew zaschnie, zacznie się kruszyć i zostawi na kamieniu czerwoną powłokę. Jeśli człowiek ten umrze-krew całkowicie zniknie, poprzez wyparowanie.”
Zrozumiałem wtedy, że muszę mieć nadzieję, by kamień obrósł czerwoną powłoką. Inaczej, mój ukochany zginie. Spędziłem w szpitalu całe przedpołudnie na czekaniu.
Nagle podszedł do mnie jakiś doktor.
-Pan Uzumaki Naruto?-spytał.
-Tak, to ja-podniosłem się z krzesła, na którym siedziałem. – Co się stało?
-Pan Gaara odpoczywa w tamtej Sali-wskazał jedną z pierwszych sali na oddziale.
-Nic mu nie jest?-pytałem nerwowo, wlepiając w niego oczy.
-Na razie sytuacja opanowana, ale następne 12 godzin zdecydują o jego śmierci lub życiu.
-Rozumiem – odparłem i wyminąłem doktora, a następnie parę pielęgniarek. Stanąłem przed wskazaną mi wcześniej salą i bez namysłu pociągnąłem za klamkę. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypem. Rodzeństwo już było nad jego łóżkiem. Stanąłem nad nim i delikatnie pogładziłem go po czuprynie, co tak zawsze lubił. Następnie usiadłem na krześle najbliższym jego łóżka. Nie chciałem się zadręczać, ale to było silniejsze ode mnie. Zdałem sobie sprawę, że gdybym nie był takim śpiochem i wcześniej zobaczył tą kałużę krwi, może jego stan byłby lepszy, niż jest w rzeczywistości. Później zacząłem analizować jego słowa i rozpłakałem się. „Jeszcze wczoraj nie wiedziałem, czego chcę od życia. Ale teraz wiem, jaki jest mój cel. Chcę, żebyś zapamiętał mnie jako kogoś, kto zmienił się pod wpływem twoich słów”. Nie mogłem już dłużej wytrzymać napięcia. To było coś strasznego. Ziewnąłem jeden raz, potem drugi. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem, a obudziłem się na następny dzień w domu trójki rodzeństwa.
Natychmiast się zerwałem, ale weszła Temari i mnie uspokoiła. Poinformowała, że usnąłem przy jego łóżku, więc zanieśli mnie tu i Kankuro czuwa przy Gaarze. Powiedziała także, że jego stan jest stabilny i jest już trochę lepiej. Mimo tego, musiałem do niego iść. Gdy wszedłem na oddział, jakaś pielęgniarka zwróciła się do mnie:
-Gratuluję panu. Pański partner czuje się już lepiej i będzie żył –powiedziała i uśmiechnęła się kładąc mi rękę na ramieniu. Nie mogłem w to uwierzyć.
-Czy…czy mogę do niego zajrzeć?-spytałem dukając.
-Tak, jest już przytomny – odpowiedziała szybko, a ja popędziłem uradowany.
                                                                                                                                      Uzumaki
    
                   Mam nadzieję, że miło się czytało i proszę, nawet o najskromniejszy komentarz.

8 komentarzy:

  1. Hej uwielbiam gaanaru i licze ze bedziesz pisac dalej. Swietne notki prosze tylko o to zebys nie konczyla ;)mam dosc niedokonczonych opowiesci ;p mogla bys polecic tez jakas stronke z gaanaru?;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy :3 I nie obawiaj się, będzie jeszcze z 5 cześci xD Całość jest już gotowa, a zakończenie jest chyba na przyzwoitym poziomie, muszę to tylko przepisać xD Niestety, jakiejś konkretnej stronki NaruGaa nie polecę, ale przedstawiam tu mega blog: http://naruto-opowiadania-yaoi-yuri.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O jak milo to czytac:) czekam na nowe notki xD i dziekuje za polecenie bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo spk. Właśnie przepisuję xD No i mze przesadziłam, nie 5 części, bo notki są długie, ale jeszcze pare będzie xD

    OdpowiedzUsuń
  5. A po zakonczeniu tej opowiesci zamierzasz dalej pisac?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiiście xD Ja z Ino już piszemy NaruSasu, które też jest naprawdę fajne moim zdaniem i ma niebanalny kniec xd Tylko kwestia przepisania na kompa xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tyle, że ktoś tu jeszcze kurwa jego mać zapomniał o mnie? ŻAL =.= ludzie mnie nie lubią =.=

      Usuń