A więc moi drodzy. Przed wami kolejny - tym razem wymyślony - paring, napisany przez Temari i Ino. Liczymy na to, że będzie się podobać.
<Haruki>
Mam już tego dosyć. Jedyne moje ukojenie to kolejne dawki, jakże cudownego"lekarstwa na życie", a raczej - na przeżycie. Czułem się często jak odmieniec i powodem tego nie było wcale moje uzależnienie. Od dawna zacząłem widzieć coś czego inni nie mogli.
Po co tam wciąż chodzę? Czemu chcę ją zobaczyć, skoro nie mam nawet odwagi podejść? Nie wiem. Może dlatego, że brakowało mi rodzicielskiej troski. JEJ nawet nie poznałem, a ojciec był alkoholikiem odkąd pamiętam, jednak i tak płakałem na jego pogrzebie jak głupi smarkacz. W ogóle nie obchodził go mój los, choć mi tak na nim zależało. Nie miałem nikogo innego gdy umarł. Zostałem sam. Wmawiałem sobie, że jestem beznadziejny i postanowiłem wtedy, że już nigdy nie będę okazywać uczuć. Nie zapłaczę, nie uśmiechnę się... szukałem takich miejsc, gdzie będę mógł przebywać w samotności, no i znalazłem. Opuszczona fabryka luster była dla mnie idealna. Przesiadywałem tak całe dnie, od rana do nocy. Wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że po mniej więcej tygodniu, zacząłem mieć, jak mi się wtedy wydawało omamy słuchowe. Najpierw były to tylko drobne szmery, lecz z czasem - niewyraźne głosy. Mimo to przychodziłem tam dalej. Pewnego dnia zobaczyłem w lustrze kobietę. Miała długie, lśniące, jasnobrązowe włosy. Stała tam i machała do mnie ręką. Gdy ją ujrzałem, nie cofnąłem się ani krok. Wiedziałem, że nie jest to normalne, ale tłumiłem w sobie każdy strach , tak, jak sobie obiecałem.
Od tamtego dnia zawsze pojawiała się w jednym z luster. Ostatnio zaczęła nawoływać mnie, abym podszedł. Sam głos był bardzo miły i niewinny, ale odbijające się w całym budynku echo było nie do zniesienia. Jeszcze ani razu nie zbliżyłem się do tajemniczego odbicia nieznajomej.
<Shin>
- Shin! Umyj naczynia. Ja nie mam czasu, bo idę na spotkanie, Na razie - rzuciła moja matka i w pośpiechu wyszła z domu. W sumie żadna nowość. Nigdy jej nie było, dlatego w domu zawsze panowała cisza. Czy lubiłem ten brak hałasu? NIE. Po prostu się do niego przyzwyczaiłem... Nie miałem innego wyjścia. Niestety nie jestem samotnikiem z wyboru. Z resztą, kogo to obchodzi.
Po godzinie leniwie wstałem z kompa i umyłem te pieprzone naczynia. "Tak na prawdę nie mam nic, nikogo nie interesuję, wyglądam za nadto przeciętnie. Hm... Wymarzone życie, nie ma co...". Ponownie zasiadłem przed ekranem kompa. Nawet nie widziałem co robić. W kółko klikałem to samo, krążąc bez celu po necie. Czasem myślałem by poczytać o tej mojej... Hm... Jak to określić? dziwnej mocy? Paranormalnych zdolnościach? No coś takiego. Zawsze jednak rezygnowałem z tego pomysłu, gdyż uważałem, że trzeba to ignorować, że to tylko dowodzi, jak bardzo niedorozwinięty jest mój mózg, jaki jestem beznadziejny. Normalny chłopak w moim wieku powinien mieć dużo przyjaciół, kogoś bliskiego, odpały, dużo się śmiać... A ja co? Jakieś totalne zero. W ogóle nie wiem co ze sobą zrobić. Najczęściej chodzę bez celu po domu, otwierając co pięć minut lodówkę lub szafki w kuchni. Zakupy z reguły robiłem ja. Matka dawała mi kasę i kazała pójść po potrzebne rzeczy do sklepu. Na wszystkie moje pytania odpowiadała "A ile potrzebujesz"? Nie ciągnąłem już dalszej rozmowy. Matka nawet nie spoglądała na mnie, wbijała swój wzrok w papiery. Ciągle pytała jakie kwoty mnie interesują.
Mimo, że umiem odczytywać myśli i wspomnienia, nigdy nie udało mi się zobaczyć ojca w jej wyobraźni. Dziwnie się czuję, gdy tak zaglądam do głowy innym ludziom. Raz przeszywa mnie dreszcz, drugi raz ból, nienawiść, zazdrość smutek, ale czasem też troska, szczęście, miłość, ciepło. Nie lubię tego robić, lecz dziej się to bez mojej woli. Wystarczy bowiem, że przez przypadek dotknę tylko dłoń tej osoby, a wspomnienia same napływają.
<Haruki>
Zastrzyk, łyk, TV, zjaranie, spanie, kac i tak na okrągło. No i może czasem dochodzi spacerek do fabryki. Pamiętam ten czas gdy zastanawiałem się... Kogo właściwie widzę w tym lustrze. Eh... Gdybym teraz miał wybór wolałbym nie wiedzieć. Ta wiedza przysparzała tylko więcej paranoidalności całej tej sytuacji. Za często sięgam po proszki. To znaczy... Nie wiem czy dużo częściej, ale na pewno w większych ilościach. Po prostu. Przynoszą mi ulgę więc czemu nie?
Postanowiłem, że wybiorę się do tego opuszczonego budynku. Głównie dlatego, że prochy się skończyły, na piwo nie miałem ochoty, a jak jestem trzeźwy to nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tak więc wyszedłem z mieszkania i powędrowałem wzdłuż długiej, zatłoczonej ulicy.
Gdy już byłem na miejscu, rozglądałem się czy nikt nie idzie, ale nikogo nie było. Nikt się tu nie zapuszczał. Już miałem wchodzić gdy coś mnie zatrzymało.
- Coś dziwnego wisi w powietrzu - pomyślałem. - Panuje to jakaś gęstsza atmosfera - szepnąłem zastanawiając się nad sensem swojej wypowiedzi.
Ostatecznie udałem się do środka. Siadłem na zakurzonej podłodze, w tym samym miejscu co zawsze. Oczywiście po paru minutach pojawiła się TA postać, co mnie wcale nie zdziwiło. Jak zwykle stała w miejscu i machała przyjaźnie ręką, uśmiechając się.
- Podejdź tu proszę - powiedziała, a mnie przeszły dreszcze. Nie dałem tego po sobie poznać. Pokręciłem przecząco głową i postanowiłem, że zapalę.
- Nie waż się! - rozległ się wrzask z lustra, a kobieta prawie z niego wyszła.
Wystraszyła mnie, więc cofnąłem się. Tak się zerwałem, że nie zauważyłem za mną fragmentów szkła. Jeden z nich wbił się w moją dłoń. Po chwili dotarło do mnie, że kobieta ponownie zaczęłam mówić.
- Myślisz, że jako matka pozwolę Ci na coś takiego? - echo rozległo się w budynku.
Nie zdziwiły mnie je słowa. Już wcześniej domyślałem się, ze to moja rodzicielka.
- Halo! Jest tu ktoś?
Już myślałem, że to duch mojej matki ponownie zacznie krzyczeć, jednak myliłem się. To był inny głos. Przeraziłem się, że ktoś wejdzie i odkryje moją kryjówkę. Wtedy w drzwiach zobaczyłem zarys dość drobnej, ale wysokiej postaci. Odwróciłem szybko wzroki i spojrzałem na krwawiącą dłoń. Słyszałem zbliżające się do mnie ciche, spokojne kroki.
- Wszystko w porządku? - zapytał dziwnym zamszowym głosem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem jego przejętą twarz. Miał średniej długości lśniące, czarne włosy, które przysłaniały mu połowę twarzy. Po chwili jednak odgarnął je i ujrzałem jego wielkie, zielone oczy. Normalnie kocie! Pierwsze co odczułem to to, że nie pasuje do tego miejsca. Sprawiał wrażenie takiego... Delikatnego. Jakby zaraz miał się, jak porcelanowa filiżanka. trochę rozśmieszyła mnie jego uroda, gdy dostrzegłem niewyraźne piegi. Muszę przyznać, ze wyglądał uroczo. Kiedy ocknąłem się z przemyśleń dodał:
- Jestem Shin.
<Shin>
W końcu wróciła łaskawie do domu. Zegar wskazywał godzinę 15.00. Pierwsze co zrobiła, to poszła do kuchni, zaparzyła kawę i włączyła laptopa. "Ta... Ledwie wróciła, a już ma zamiar pracować" myślałem przybity. Miałem jej za złe dlaczego jestem dla niej tak bardzo obojętny. W końcu jest moją matką, a ja jej synem do cholery. W ogóle się nie liczy z moimi uczuciami!
- Jak długo będziesz mi kazała na siebie czekać?! - krzyknąłem na cały dom ile tylko miałem siły w płucach. - Masz mnie totalnie w dupie, zawsze! Nie rozumiesz, że czasem Cię potrzebuję? Chcę, żebyś się mną choć na chwilę zainteresowała, a ty tylko praca i praca... Mam tego dosyć! - wciąż wrzeszczałem wściekły. Ona patrzyłam na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie rozumiała o co mi chodzi.
- Słucham? To ja haruję całymi dniami, żeby tobie było dobrze a ty takie sceny odwalasz!
- A może ja tego wszystkiego nie potrzebuję. Dość, że nie mam ojca, to jeszcze ciebie za chwilę nie będzie. Czy ja proszę o tak wiele? - zapytałem z nadzieją, że jednak pomimo tej jej skorupy, uświadomi sobie, że praca to nie wszystko, lecz matka odwróciła się plecami do mnie i zabrała się za swoje obowiązki. W tym momencie mnie wcięło, zachciało mi się ryczeć. Wybiegłem z domu, lecz nie uroniłem ani jednej łzy. Nie wato było.
Chodziłem bez celu ulicami Tokio. Obiecałem sobie, że jeśli skończę osiemnastkę, pierwsze co zrobię to wyprowadzę się od mojej jakże kochającej mamusi, która ma mnie głęboko w poważaniu. Po około pół godzinie bezsensownego łażenia, trafiłem do starej fabryki luster. Była chyba opuszczona, bo swym wyglądem zewnętrznym na pewno nie przyciągała. Uznałem, że to będzie idealne miejsce, na spędzenie kilku godzin poza domem. Powoli ruszyłem w jej kierunku, mijając wysokie chaszcze, a po chwili znalazłem się w dużym pomieszczeniu pełnym luster. Każde z nich było inne, jednak miały wspólną cechę - pełne kurzu. "Czyli nikogo tu nie było od dawna" pomyślałem i już miałem pójść dalej, kiedy usłyszałem tuczące się szkło. W pierwszym momencie miałem ochotę uciec stamtąd, przeszły mnie dreszcze, jednak nogi pozostały w miejscu. Cały strach prysnął w ciągu sekundy jak bańka mydlana. To było bardzo dziwne. Ruszyłem w stronę dochodzących dźwięków. Mądrze, prawda? Zamiast uciekać jak najszybciej stamtąd, bo w końcu nie wiadomo kto tam może być, to ja idę sobie z ciekawości jakby nigdy nic. Logika...
Stanąłem w drzwiach, prowadzących do kolejnego pomieszczenia. Zobaczyłem tam chłopaka, kucającego i trzymającego się za krwawiącą dłoń. Miał ciemne włosy i czekoladowe oczy, które przysłaniała lekko, opadająca na czoło grzywka.Był drobny tak jak ja, choć nie wysoki. Bez zastanowienia powoli podszedłem do niego. Wiedziałem już kto był sprawcą tego całego hałasu.
- Wszystko w porządku? - spytałem powoli. Brunet spojrzał niepewnie na mnie i lekko pokiwał głową. Uśmiechnąłem się do niego, po czym przedstawiłem się.
- Jestem Shin.
- Haruki - odpowiedział nie śmiało. Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i podałem mu ją, aby przyłożył ją do krwawiącej ręki. Gdy to zrobiłem zobaczyłem na ziemi niedopalonego papierosa.
- Wiesz, że to nie zdrowe - stwierdziłem. Haruki tylko westchnął głęboko na moje słowa.
- Czasem po prostu muszę... Wiesz, trudna sytuacja rodzinna.
<Haruki>
"A raczej brak tej rodziny" przeszło mi przez myśl.
- Coś o tym wiem - powiedział nadal z lekkim "bananem" na twarzy. Wtedy moja skaleczona ręka dała się we znaki. Syknąłem cicho, gdy poczułem pieczenie.
- Chyba trzeba to opatrzyć - stwierdził po chwili, widząc moją minę.
- Chyba masz rację.
Razem z Shin' em udaliśmy się do mojego mieszkania. Może to głupie zapraszać do siebie kompletnie nie znaną osobę, jednak wydaję mi się, że nadajemy na tych samych falach. Do domu nie mieliśmy daleko, choć martwiło mnie jak zareaguje na bałagan panujący w mieszkaniu. Nie sprzątałem tam od... Nawet nie wiem odkąd. Rozmawialiśmy przez całą drogę. Dowiedziałem się o jego sytuacji w domu. Może nie była ona najlepsza, jednak uważałem, że powinien się cieszyć, że przynajmniej ma mamę, a nie jak ja... Zupełnie sam. Po tym jak doszliśmy do domu i staliśmy pod drzwiami, próbowałem wyciągnąć klucze. Z jednej strony nie chciałem się z nim rozstawać, choć z drugiej wolałem, żeby tam nie wchodził.
- Muszę cię uprzedzić, że mam tam straszny bałagan i... - tu zawahałem się na chwilę. - Może lepiej, żebyś tam nie wchodził.
Shin zaśmiał się tylko.
- Otwieraj, nie marudź - powiedział, a ja powoli nacisnąłem klamkę. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem wrota do mego "raju".
<Shin>
Haruki uprzedzał mnie, że w jego niewielkim mieszkaniu nie jest za czysto, jednak tego się nie spodziewałem. Porozwalane ubrania, resztki jedzenia, nie wspominając o zapachu dymu papierosowego. Zakrztusiłem się biorąc oddech. Nie wyobrażałbym sobie mieszkać w takim - lekko mówiąc - syfie.
- Uprzedzałem - westchnął widząc moją minę, a po chwili znów zasyczał z bólu.
- Może zajmę się już tym, co?
Pokiwał głową i skierował się do "salonu". Poszedłem w jego ślady. Usiadłem obok na kanapie i chwyciłem jego małą, delikatną jak kwiat dłoń. Starałem się skupić na wyciąganiu szkła, lecz gdy go dotykałem jego wspomnienia napływały do mojej głowy. Zobaczyłem kobietę stojącą w lustrze. Tym samym, który dziś widziałem w pomieszczeniu, gdzie znalazłem Haruki' ego. Uśmiechała się do niego przyjaźnie i machała cały czas, nawołując aby do niej podszedł. Jednak nigdy tego nie zrobił, bał się. Widziałem to po jego twarzy. Kolejna wizja skupiała się wokół jego ojca - alkoholika. Widok zalanego mężczyzny z płaczącym nad nim małym chłopcem przyprawiała mnie o dreszcze. Ostatecznie historia z nim zakończyła się pogrzebem. Później w mojej głowie pojawiła się ponownie ta sama kobieta. Kolejny raz w lustrze... Kolejny raz Haruki wpatrywał się w nią, jednak nie podchodził.
- Ałł... - jęknął, tym samym wybił mnie z przemyśleń. - To boli.
- Ee... Przepraszam.
Ponownie zabrałem się za wyciąganie szkła z jego dłoni, choć tym razem starając się nie zważać na jego wspomnienia. Słyszałem jak wydaje z siebie ciche odgłosy, starając się jak najbardziej je wyciszyć.
- Już prawie skończyłem - pocieszałem go. Kiwnął odważnie głową dając mi do zrozumienia, że wcale go już to nie boli i nie rusza, jednak ja wiedziałem swoje.
- Gotowe.
- Dzięki - powiedział po skończonym zabiegu.
- Może pomóc ci w sprzątaniu, co? - spytałem zerkając na otaczający mnie nieład. Haruki lekko się chyba speszył gdy to usłyszał.
- Na prawdę pomożesz mi? - spytał z fałszywą nadzieją w głosie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie uśmiecha mu się sprzątać, jednak chciałem go lepiej poznać. Wydawał się być taki delikatny i malutki na tym wielkim świecie. Chciałem mu pomóc przezwyciężyć nałóg, jakoś się z tego wykaraskać.
- Jasne, jeśli tylko chcesz.
- To chodźmy.
Po tym jak zdezynfekowałem mu ranę i zabandażowałem ją zabrałem się za sprzątanie. Wyrzuciłem resztki jedzenia, schowałem ubrania do szafy, powycierałem kurze, a mieszkanie nabierało coraz więcej blasku, lecz gdy dotarłem do kuchni, na stole leżało coś, co nigdy nie powinno się tam znaleźć. Wziąłem do ręki niewielką, przeźroczystą paczuszkę z białym proszkiem w środku. "Vibovit to to nie jest" powiedziałem sam do siebie. Zacząłem sobie uzmysławiać jak bardzo ten chłopak cierpi skoro sięga po papierosy, narkotyki i założę się, że do tego wszystkiego dochodzi jeszcze alkohol. Postanowiłem, że za wszelką cenę zrobię wszystko aby z tego wyszedł. Poczułem do niego pewną więź, której nie chcę przerywać. Wtedy usłyszałem jego kroki zmierzające do kuchni.
- Skończyłem mycie... - nie dokończył ponieważ odwróciłem się w jego stronę i pomachałem przed nosem małym opakowaniem z proszkiem.
- Po co ci to?
- Ty nic nie rozumiesz, nie wiesz jak to jest...
- To może mi powiesz?
Haruki schował twarz w dłoniach i zaczął powoli opowiadać, coś co ja wiedziałem od kilku minut.
- Mojej mamy nie pamiętam... Ojciec pił odkąd się urodziłem, aż w końcu umarł... Jak ja mogłem sobie z tym wszystkim poradzić? Sam? Czy ty zdajesz sobie sprawę jak bardzo było mi ciężko? NIE! Bo ty nigdy nie byłeś zdany całkiem na siebie, mimo, że z twoją matką nie układa się najlepiej, to jednak miałeś kogoś obok.
- Haruki... Wiem jak ci było ciężko, ponieważ to widziałem, lecz muszę cie uświadomić, że mimo tego, że mam matkę, nie jest mi wcale łatwiej niż tobie. Może wręcz przeciwnie...
- Przeciwnie? Niby jak?
- Świadomość tego, że masz teoretycznie najbliższą ci osobę pod słońcem, która nie liczy się z tobą w żadnym calu jest przytłaczająca. Ona nigdy nie widziała we mnie syna. Zawsze byłem przeszkodą na drodze do jej wspaniałej kariery. Szczerze mówiąc, to wolałbym, żeby jej nie było...
- Przestań! Nie mogę cię już dłużej słuchać! - wrzasnął i wybiegł ze łzami w oczach na balkon. "Nic nie rozumie" westchnąłem i poszedłem za nim.
<Haruki>
Dlaczego nikt nie może zrozumieć mojego cierpienia? Myślałem, że chociaż Shin jest inny, ale okazało się być inaczej.
Łzy spływały po moich policzkach. Opierałem się o barierkę i rozmyślałem jak bardzo się myli. Nie ma prawa mówić, że jest mu ciężej skoro nigdy nie był w mojej sytuacji.
- Przepraszam - usłyszałem po chwili. - Nie powinienem był...
Podszedł do mnie i przytulił mocno. W pierwszym momencie moje ciało drgnęło. Nie pamiętam, żeby mnie ktokolwiek przytulał. Mimo całej złości, którą jeszcze przed chwilą obdarzałem Shin' a, wszystko zniknęło. Cała nienawiść, rozczarowanie, smutek... Wszystkie złe emocje odeszły w niepamięć.
Jego głowa spoczywała na moim ramieniu, a ręce oplatały w pasie. Trwaliśmy tak jeszcze przez kilka sekund, kiedy poczułem na szyi dotyk jego jasnych, niewielkich ust. Przemieszczał się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu poczułem jak nasze twarze stykają się ze sobą. Bałem się tego, jednak było mi tak ciepło na sercu. Czułem, że jestem dla kogoś ważny. Shin przybliżał się do mnie coraz bliżej i bliżej. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Zobaczyłem jak zamyka swoje cudowne, zielone oczy. Zanim ja zdążyłem zrobić to samo, on pocałował mnie. Robił to powoli, czule, z pasją. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy. Wiedziałem, że nasze spotkanie nie było zwykłym przypadkiem.
***
Tak się prezentuje pierwsza część. Niestety, jeśteśmy trochę zawalone innymi opo, więc nie wiadomo, kiedy pojawi się kolejna część ;c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz