Konnichiwa minna! ;3

Pragniemy wszystkich serdecznie przywitać w naszym małym internetowym świecie ♥

PRAGNIEMY BYŚCIE SIĘ ZAPOZNALI ZE STRONĄ 'Temari' PO PRAWEJ STRONIE, GDYŻ SĄ TAM INFORMACJE DLA WAS.

niedziela, 28 lipca 2013

NaruSai part.2

Chyba nie mam jakiś specjalnych info. Miłego czytania!
***
No wtedy to już musiałem spojrzeć. Z resztą, byłem tak zaskoczony, że moje oczy same powędrowały w jego kierunku. Dostrzegł, że jestem zdziwiony, więc postanowił wyjaśnić.

-Długo się z niektórymi nie widziałem, a to jest dobra okazja. Wiesz przecież, że jak już Sasuke robi imprezę, to zawsze pół miasta się zlatuje.

Miał rację. Młody Uchiha był organizatorem największych imprez w okolicy. Co kurde nie zmieniało faktu, że chciałem, żeby Sai został ze mną! Ale przecież nie mogłem go traktować jak niewolnika. Posmutniałem na myśl o mojej bezsilności.

-Co się stało? Miałeś jakieś plany?

-N-nie… - wykrztusiłem już całkiem zrezygnowany.

-W takim razie postanowione.

Sai miał już się podnosić z sofy, gdy przytrzymałem go ręką za ramię.

-Nie! – krzyknąłem mimowolnie, a potem spaliłem takiego buraka, że szkoda gadać. Cofnąłem swoją rękę z zawstydzeniem, szybko się podniosłem i przez ułamek sekundy patrzyłem na Sai ‘a. Miałem coś zrobić, ale stchórzyłem i już w kolejnej sekundzie byłem przed mieszkaniem. Włożyłem ze złością dłonie głęboko w kieszenie spodni i ruszyłem przed siebie.

Nie byłem zdziwiony, gdy po paru minutach znalazłem się na plaży. Nogi zawsze mnie tam niosły. Siadłem na piasku i wpatrywałem się w…w cokolwiek. Co się ze mną działo? Jeszcze rano myślałem, że to jemu bardziej zależy. Czy to znaczy, że Sai jest dla mnie kimś więcej? Przerażało mnie to, że nie umiałem sobie na to pytanie odpowiedzieć. Czułem taką nicość, neutralność. Jeśli czuję obojętność, to czemu tak dziwnie zareagowałem?

Kiedyś to sobie wmawiałem, że nic mnie on nie obchodzi. I było dobrze, ale z czasem przestało działać. Jakby ta sama wymówka już nie wystarczała. Może ja po prostu nie umiem rozpoznawać i nazywać uczuć? Ale jeśliby tak założyć, to co ja mogę zrobić?

-Kuso – zakląłem pod nosem. – Za dużo pytań – dodałem szepcząc.

Wtedy poczułem jakiś spokojny, wyrównany oddech na swojej szyi. Następnie ktoś chwycił mnie za ramię. „Sai, to mój kochany Sai!” – pomyślałem.

-To może razem poszukamy odpowiedzi? – zabrzmiał znany mi głos. Momentalnie zrzedła mi mina. Nie był to głos Sai ‘a, lecz…

-Odczep się, Sasuke – warknąłem, gdy Uchiha położył mi kolejną rękę na drugim ramieniu. Słysząc moje słowa, usiadł koło mnie na piasku. O dziwo, w bezpiecznej odległości ode mnie.

-Czy mój wyjątkowy Lis zaszczyci wszystkich swoją obecnością na mojej imprezie? – zapytał ironicznie, na jego twarz wkradło się złośliwe spojrzenie.

-Jakoś nie mam ochoty – wycedziłem przez zęby. Gdy to powiedziałem, chłopakowi zmienił się uśmiech. Teraz był bardziej przyjazny, jego oczy lśniły od odbijających się od wody promieni słonecznych. Całość sprawiała wrażenie osoby mocno zamyślonej. Wydał się wtedy taki inny niż dotychczas. Bo gdy ktoś mówił „Sasuke”, w myślach miałem obraz zniewieściałego chłopczyka, z żałosnymi tekstami, złośliwym spojrzeniem, głupimi zamiarami. Lecz teraz wydał się być całkowitym przeciwieństwem tego stereotypu. Czyżby on też coś sobie wmawiał i jego wymówka na chwilę przestałą działać?

-Naruto, powiedz – zaczął, dalej wpatrzony w wodę, mocno zamyślony. – Czego ty właściwie chcesz, o co ci chodzi?

Powiedział to tak, że aż mnie ciarki przeszły. Dobrze, że chociaż nie patrzył mi w oczy tym niespotykanym u niego wcześniej wzrokiem. Gdy zorientował się, że nie odpowiem, postanowił jeszcze dodać:

-Kim jest dla ciebie Sai?

-Muszę już iść – podniosłem się szybko. Czułem, że rozmowa nie idzie w dobrym kierunku. Jeszcze chwila i byłbym w stanie mu wszystko powiedzieć. A przecież to, że raz zmieni spojrzenie, to jeszcze nie świadczy, że ten pustak ma drugie dno. Otrzepałem spodnie z piasku i odszedłem, a Uchiha nie ozwał się ani słowem.

„Kim jest dla ciebie Sai?” – dźwięczało mi cały czas w głowie, gdy wracałem do mieszkania.

-Pff, żebym to ja sam wiedział – szepnąłem i zaraz zmierzyłem wzrokiem okolicę, bojąc się, żeby znowu ktoś nie podsłuchał.



*Sai*

Najpiękniejsza jest miłość odwzajemniona, to pewne. A jaka jest moja? Odwzajemniona czy może wręcz przeciwnie? Bezwarunkowa czy może zobowiązująca? Jaka by była, gdybym odważył się o tym z nim porozmawiać? Pff. Gdybanie…

Odczytać prawidłowo jego postępowanie też nie jest łatwo. Mam nadzieję, że kiedyś będzie inaczej. Mam też świadomość, że jeśli nic nie zrobię, to może tak zostać.

Do tego, gdy przebywam z nim czuję się, jak w hipnozie. Jego osobowość jest magnetyzująca, niezdefiniowana, nie da się jej zaszufladkować. Raz jest skromny do przesady, raz zarozumiały jakby postradał rozum, innym razem bardzo opiekuńczy, to znów samolubny, jakby nie widział nić poza czubkiem własnego nosa. A z resztą…żeby to się na charakterze skończyło to by było dobrze. Jego wygląd onieśmiela niemal wszystkich. No, może za wyjątkiem Sasuke. On jest bardzo pewny siebie i własnego uroku osobistego.

A no właśnie. Od czasu, gdy przestał uganiać się za Uchihą, zaczął się dwuznacznie zachowywać. Raz mnie zwodził, dawał dziwną nadzieję, a raz tak spławiał, że aż mi w pięty poszło. Jednak, mogę stwierdzić ze spokojem, że nie bawi się mną, że to co robi na pewno nie jest grą. Czegoś takiego by nie zrobił.

Wiem jedno. Zostanę z nim, choćby nie wiem co. Bo nie umiałbym inaczej.

***

Chyba musiałem przysnąć, bo obudziłem się na dźwięk zapalanej zapalniczki. Otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącego na balkonie Naruto. Czy on…

-Naruto! – podbiegłem do niego i wyrwałem mu papierosa z ręki. W ogóle nie wystraszył się mojej nagłej reakcji. – Oszalałeś?!

-Nic mi nie będzie – wyciągnął ostatniego z paczki. Machinalnie mu go odebrałem i upuściłem oba na płytki balkonowe, przydeptując je.

-Czy ten wysiłek, jaki włożyłeś w bieganie nic dla ciebie nie znaczy? – zmieniłem ton na nieco spokojniejszy. Uzumaki parę razy otwierał usta i kilka chwil potem już zamykał. Na jego twarzy zagościł wyjątkowo smutny uśmiech.

-A czy ja coś dla ciebie znaczę? – zapytał po kilku wahaniach. I mimo, że nie oblał się rumieńcem, z żalem opuścił balkon, nie czekając na moją odpowiedź.

Gdy był w progu, pomyślałem, że to ten moment. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe na myśl o tym, co chciałem zrobić. Szybko chwyciłem go za rękę. Odwrócił się w moją stronę, przystanął i chyba nawet  nieznacznie się przybliżył. Ja cały czas biłem się z myślami. „Co teraz? Co powiedzieć?”

W tym strasznym amoku nie zauważyłem, że Naruto był jakieś parę centymetrów ode mnie. Widziałem jego pociągłe, smukłe rysy twarzy, błękitne, lśniące oczy, oprawione w gęste rzędy rzęs (kuso, jaka gadka xD), cerę wysmaganą przez strzeliste promienie słońca, dostarczane podczas treningów. Patrzył na mnie w skupieniu i zdenerwowaniu. Z takiej odległości potrafiłem nawet dostrzec, jak próbuje opanowywać delikatne drżenie szczęki, jakby od moich słów zależało całe jego życie.

A ja? Widząc ile to, co zaraz powiem dla niego znaczy, stchórzyłem. Oniemiałem od jego urody, odebrało mi mowę.

-Tak myślałem – rzekł i szybkim krokiem opuścił balkon, jakby w strachu, że znów spróbuję go zatrzymać.

***

Po tym wydarzeniu znienawidziłem siebie. Jak było można tak perfidnie stchórzyć? Byłem beznadziejny. Nie wiedziałem co go natchnęło, żeby zadać takie pytanie, ale to przecież byłą idealna okazja. Którą…zmarnowałem. A tyle razy obiecywałem sobie, że mu powie, że się odważę. A potem uniosę delikatnie podbródek, spojrzymy sobie głęboko w oczy i…a z resztą. Kogo ja oszukuję. Prędzej Sasuke zmądrzeje.

Wielkimi krokami zbliżała się planowana impreza Uchihy. I zamierzałem na nią pójść.

Tymczasem czekałem na Naruto, aż wróci z wieczornego treningu. Kolację miał już na stole, więc zasiadłem przed telewizorem.

Dochodziła 20.00. Uzumaki zaraz powinien wrócić. Na myśl o tym wezbrał się we mnie stres. Jakoś tak nagle zaczęły trząść mi się ręce. Świadomość, że zaraz tu będzie przyprawiała mnie o mdłości. Postanowiłem się czymś zająć, żeby o tym nie myśleć.
***
A teraz BŁAGAM. Piszcie, jak się podobało C;

1 komentarz: