Chyba nie mam jakiś specjalnych info. Miłego czytania!
***
No wtedy to
już musiałem spojrzeć. Z resztą, byłem tak zaskoczony, że moje oczy same
powędrowały w jego kierunku. Dostrzegł, że jestem zdziwiony, więc postanowił
wyjaśnić.
-Długo się z
niektórymi nie widziałem, a to jest dobra okazja. Wiesz przecież, że jak już
Sasuke robi imprezę, to zawsze pół miasta się zlatuje.
Miał rację.
Młody Uchiha był organizatorem największych imprez w okolicy. Co kurde nie
zmieniało faktu, że chciałem, żeby Sai został ze mną! Ale przecież nie mogłem
go traktować jak niewolnika. Posmutniałem na myśl o mojej bezsilności.
-Co się
stało? Miałeś jakieś plany?
-N-nie… -
wykrztusiłem już całkiem zrezygnowany.
-W takim
razie postanowione.
Sai miał już
się podnosić z sofy, gdy przytrzymałem go ręką za ramię.
-Nie! –
krzyknąłem mimowolnie, a potem spaliłem takiego buraka, że szkoda gadać.
Cofnąłem swoją rękę z zawstydzeniem, szybko się podniosłem i przez ułamek
sekundy patrzyłem na Sai ‘a. Miałem coś zrobić, ale stchórzyłem i już w
kolejnej sekundzie byłem przed mieszkaniem. Włożyłem ze złością dłonie głęboko
w kieszenie spodni i ruszyłem przed siebie.
Nie byłem
zdziwiony, gdy po paru minutach znalazłem się na plaży. Nogi zawsze mnie tam
niosły. Siadłem na piasku i wpatrywałem się w…w cokolwiek. Co się ze mną
działo? Jeszcze rano myślałem, że to jemu bardziej zależy. Czy to znaczy, że
Sai jest dla mnie kimś więcej? Przerażało mnie to, że nie umiałem sobie na to
pytanie odpowiedzieć. Czułem taką nicość, neutralność. Jeśli czuję obojętność,
to czemu tak dziwnie zareagowałem?
Kiedyś to
sobie wmawiałem, że nic mnie on nie obchodzi. I było dobrze, ale z czasem
przestało działać. Jakby ta sama wymówka już nie wystarczała. Może ja po prostu
nie umiem rozpoznawać i nazywać uczuć? Ale jeśliby tak założyć, to co ja mogę
zrobić?
-Kuso –
zakląłem pod nosem. – Za dużo pytań – dodałem szepcząc.
Wtedy
poczułem jakiś spokojny, wyrównany oddech na swojej szyi. Następnie ktoś
chwycił mnie za ramię. „Sai, to mój kochany Sai!” – pomyślałem.
-To może
razem poszukamy odpowiedzi? – zabrzmiał znany mi głos. Momentalnie zrzedła mi
mina. Nie był to głos Sai ‘a, lecz…
-Odczep się,
Sasuke – warknąłem, gdy Uchiha położył mi kolejną rękę na drugim ramieniu.
Słysząc moje słowa, usiadł koło mnie na piasku. O dziwo, w bezpiecznej
odległości ode mnie.
-Czy mój
wyjątkowy Lis zaszczyci wszystkich swoją obecnością na mojej imprezie? –
zapytał ironicznie, na jego twarz wkradło się złośliwe spojrzenie.
-Jakoś nie
mam ochoty – wycedziłem przez zęby. Gdy to powiedziałem, chłopakowi zmienił się
uśmiech. Teraz był bardziej przyjazny, jego oczy lśniły od odbijających się od
wody promieni słonecznych. Całość sprawiała wrażenie osoby mocno zamyślonej. Wydał
się wtedy taki inny niż dotychczas. Bo gdy ktoś mówił „Sasuke”, w myślach
miałem obraz zniewieściałego chłopczyka, z żałosnymi tekstami, złośliwym
spojrzeniem, głupimi zamiarami. Lecz teraz wydał się być całkowitym
przeciwieństwem tego stereotypu. Czyżby on też coś sobie wmawiał i jego wymówka
na chwilę przestałą działać?
-Naruto,
powiedz – zaczął, dalej wpatrzony w wodę, mocno zamyślony. – Czego ty właściwie
chcesz, o co ci chodzi?
Powiedział
to tak, że aż mnie ciarki przeszły. Dobrze, że chociaż nie patrzył mi w oczy
tym niespotykanym u niego wcześniej wzrokiem. Gdy zorientował się, że nie
odpowiem, postanowił jeszcze dodać:
-Kim jest
dla ciebie Sai?
-Muszę już
iść – podniosłem się szybko. Czułem, że rozmowa nie idzie w dobrym kierunku.
Jeszcze chwila i byłbym w stanie mu wszystko powiedzieć. A przecież to, że raz
zmieni spojrzenie, to jeszcze nie świadczy, że ten pustak ma drugie dno.
Otrzepałem spodnie z piasku i odszedłem, a Uchiha nie ozwał się ani słowem.
„Kim jest
dla ciebie Sai?” – dźwięczało mi cały czas w głowie, gdy wracałem do
mieszkania.
-Pff, żebym
to ja sam wiedział – szepnąłem i zaraz zmierzyłem wzrokiem okolicę, bojąc się,
żeby znowu ktoś nie podsłuchał.
*Sai*
Najpiękniejsza
jest miłość odwzajemniona, to pewne. A jaka jest moja? Odwzajemniona czy może
wręcz przeciwnie? Bezwarunkowa czy może zobowiązująca? Jaka by była, gdybym
odważył się o tym z nim porozmawiać? Pff. Gdybanie…
Odczytać
prawidłowo jego postępowanie też nie jest łatwo. Mam nadzieję, że kiedyś będzie
inaczej. Mam też świadomość, że jeśli nic nie zrobię, to może tak zostać.
Do tego, gdy
przebywam z nim czuję się, jak w hipnozie. Jego osobowość jest magnetyzująca,
niezdefiniowana, nie da się jej zaszufladkować. Raz jest skromny do przesady,
raz zarozumiały jakby postradał rozum, innym razem bardzo opiekuńczy, to znów
samolubny, jakby nie widział nić poza czubkiem własnego nosa. A z resztą…żeby
to się na charakterze skończyło to by było dobrze. Jego wygląd onieśmiela
niemal wszystkich. No, może za wyjątkiem Sasuke. On jest bardzo pewny siebie i
własnego uroku osobistego.
A no
właśnie. Od czasu, gdy przestał uganiać się za Uchihą, zaczął się dwuznacznie
zachowywać. Raz mnie zwodził, dawał dziwną nadzieję, a raz tak spławiał, że aż
mi w pięty poszło. Jednak, mogę stwierdzić ze spokojem, że nie bawi się mną, że
to co robi na pewno nie jest grą. Czegoś takiego by nie zrobił.
Wiem jedno.
Zostanę z nim, choćby nie wiem co. Bo nie umiałbym inaczej.
***
Chyba
musiałem przysnąć, bo obudziłem się na dźwięk zapalanej zapalniczki. Otworzyłem
oczy i zobaczyłem stojącego na balkonie Naruto. Czy on…
-Naruto! –
podbiegłem do niego i wyrwałem mu papierosa z ręki. W ogóle nie wystraszył się
mojej nagłej reakcji. – Oszalałeś?!
-Nic mi nie
będzie – wyciągnął ostatniego z paczki. Machinalnie mu go odebrałem i upuściłem
oba na płytki balkonowe, przydeptując je.
-Czy ten
wysiłek, jaki włożyłeś w bieganie nic dla ciebie nie znaczy? – zmieniłem ton na
nieco spokojniejszy. Uzumaki parę razy otwierał usta i kilka chwil potem już
zamykał. Na jego twarzy zagościł wyjątkowo smutny uśmiech.
-A czy ja
coś dla ciebie znaczę? – zapytał po kilku wahaniach. I mimo, że nie oblał się
rumieńcem, z żalem opuścił balkon, nie czekając na moją odpowiedź.
Gdy był w
progu, pomyślałem, że to ten moment. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe na
myśl o tym, co chciałem zrobić. Szybko chwyciłem go za rękę. Odwrócił się w
moją stronę, przystanął i chyba nawet
nieznacznie się przybliżył. Ja cały czas biłem się z myślami. „Co teraz?
Co powiedzieć?”
W tym
strasznym amoku nie zauważyłem, że Naruto był jakieś parę centymetrów ode mnie.
Widziałem jego pociągłe, smukłe rysy twarzy, błękitne, lśniące oczy, oprawione
w gęste rzędy rzęs (kuso, jaka gadka xD), cerę wysmaganą przez strzeliste
promienie słońca, dostarczane podczas treningów. Patrzył na mnie w skupieniu i
zdenerwowaniu. Z takiej odległości potrafiłem nawet dostrzec, jak próbuje opanowywać
delikatne drżenie szczęki, jakby od moich słów zależało całe jego życie.
A ja? Widząc
ile to, co zaraz powiem dla niego znaczy, stchórzyłem. Oniemiałem od jego
urody, odebrało mi mowę.
-Tak
myślałem – rzekł i szybkim krokiem opuścił balkon, jakby w strachu, że znów
spróbuję go zatrzymać.
***
Po tym
wydarzeniu znienawidziłem siebie. Jak było można tak perfidnie stchórzyć? Byłem
beznadziejny. Nie wiedziałem co go natchnęło, żeby zadać takie pytanie, ale to
przecież byłą idealna okazja. Którą…zmarnowałem. A tyle razy obiecywałem sobie,
że mu powie, że się odważę. A potem uniosę delikatnie podbródek, spojrzymy
sobie głęboko w oczy i…a z resztą. Kogo ja oszukuję. Prędzej Sasuke zmądrzeje.
Wielkimi
krokami zbliżała się planowana impreza Uchihy. I zamierzałem na nią pójść.
Tymczasem
czekałem na Naruto, aż wróci z wieczornego treningu. Kolację miał już na stole,
więc zasiadłem przed telewizorem.
Dochodziła
20.00. Uzumaki zaraz powinien wrócić. Na myśl o tym wezbrał się we mnie stres.
Jakoś tak nagle zaczęły trząść mi się ręce. Świadomość, że zaraz tu będzie
przyprawiała mnie o mdłości. Postanowiłem się czymś zająć, żeby o tym nie
myśleć.
***
A teraz BŁAGAM. Piszcie, jak się podobało C;
Słodkie, szkoda, że oboje stchórzyli :D
OdpowiedzUsuń