Konnichiwa minna! ;3

Pragniemy wszystkich serdecznie przywitać w naszym małym internetowym świecie ♥

PRAGNIEMY BYŚCIE SIĘ ZAPOZNALI ZE STRONĄ 'Temari' PO PRAWEJ STRONIE, GDYŻ SĄ TAM INFORMACJE DLA WAS.

czwartek, 11 lipca 2013

Itachi x Nagato

To jest cały Oneshot, więc nie jest jakiś długi. Jednak poryczałam się niezmiernie, gdy pisałam zakończenie, więc zapraszam do czytania i proszę o komentarze C:

***

„ No i czas się wstawać. Co mam dzisiaj robić? Pff…pewnie i tak cały dzień przesiedzę przed telewizorem, wlepiając wzrok w postacie, których los ani trochę mnie nie interesuję. Zrobię sobie ze 2 litry herbaty, okryję się kocem i będę zmulać. Czyli w sumie moja codzienność od…czasu jego śmierci. Czyli jakieś 2 lata.”

Myślałem tak leżąc rano w łóżku. Po 20 minutach jakoś się zebrałem. Kiedy już się trochę ogarnąłem, wyłożyłem się na sofie, trzymając w ręce pilot, przeskakiwałem na coraz to kolejne kanały, popijając herbatę.

Nagle niespodziewanie zadzwonił telefon. „Oho, pewnie Sasuke” – pomyślałem. Młody Uchiha dzwonił czasem, żebyśmy się gdzieś wyrwali. Zwykle chodziliśmy w czwórkę. Znaczy…teraz to już w trójkę. Ja, młody i jego partner – Naruto.

 - Halo? – podniosłem słuchawkę.

 - Siema, tu Deidara. Słuchaj, Nagato…mam sprawę. Idę z Sasori'm i Kisame do kina. I jak widzisz…jest nie do pary. Może chciałbyś się wybrać z nami?

 -Hymm… nie dzięki, zajęty jestem. Nara – burknąłem i odłożyłem telefon.

Co to w ogóle miało być? Przecież Kisame swego czasu bajerował z moim Itachim… A teraz co? Miałbym mu towarzyszyć, podczas gdy Sasori z Deidarą będą się migdalić? Nie. Nie dałbym rady, popsułbym im wyjście.

Tak więc wróciłem na moją kanapę, ale jakoś nie mogłem usiedzieć. Zdenerwował mnie ten telefon. A do tego rozdrapał i powiększył moją dziurę w sercu.

Rzuciłem zwinięty niedbale koc w kąt i niespodziewanie wstałem. Podszedłem do parapetu i otwarłem okno na oścież. W twarz buchnął mi jeszcze lekko zimny, nieprzyjemny wiosenny wiatr.

I wtedy zobaczyłem na niebie pokrytym gromadą śnieżnobiałych chmur czarnego ptaka. Po chwili jego krążenia i latania kilkadziesiąt metrów nad ziemią, ów zwierzę obniżyło loty i w sekundzie znalazło się na moim parapecie. Teraz dostrzegłem, że był to kruk.

W każdym razie, czarne stworzenie mocno mnie zdziwiło. W ogóle się mnie nie bało! Co prawda, z początku nie dotykałem go, ale moje wymachiwanie rękoma ani trochę go nie przejęło. W końcu jednak odważyłem się pogłaskać delikatnie opuszkami palców jego czarne niczym węgiel, lśniące upierzenie. W momencie, w którym to zrobiłem, poczułem się…jakbym był delikatnie porażony prądem, zelektryzowany. No, coś takiego. Nie umiałbym tego wyrazić słowami, a później przeszedł mnie dreszcz. Oczy tego ptaka, miękkość jego piór…jakbym je już kiedyś widział, jakbym ich już dotykał. Nie wiem czemu, nie odgoniłem zwierzęcia. Przyniosłem z kuchni jakieś ziarna i okruchy chleba. Stworzenie w miarę szybko pochłonęło pożywienie i zaczęło się we mnie wpatrywać z wielką uwagą. Przechylił głowę lekko w bok, więc nie wiedząc czemu, uczyniłem to samo. Spoglądnąłem na niego równie badawczo, co on na mnie.

 -Wiem, że to idiotycznie zabrzmi, ale przypominasz mi Itachi'ego – wypowiadałem te słowa i zdałem sobie sprawę, że samo gadanie do kruka jest już głupie. Wówczas poczułem przyjemny podmuch wiatru, który mnie otulił, tak jak dawniej… ramiona Itachi'ego.

I znowu wszystko do mnie wróciło. Te wszystkie wspomnienia. Te wszystkie chwile spędzone razem, to jak na mnie spoglądał, jak zakładał mi włosy za ucho, jak cmokał mnie w policzek, jak trzymał mnie za rękę, jak tonąłem w jego ramionach. I znowu mnie to przerosło…

Zamknąłem szybko okno, zasunąłem firankę i rzuciłem się na łóżko. Nie płakałem. Przynajmniej nie chciałem, bo gdybym zaczął, to już po mnie. Rozkleiłbym się na maksa.

„Myślę, ze nie chciałbyś mnie widzieć w takim stanie” – pomyślałem, zwracając się do mojego ukochanego, jak gdyby miał to usłyszeć. Wstałem powoli i zacząłem kaszleć. Pomyślałem, że może dopadło mnie jakieś przeziębienie. Ale w sumie… jakie to miało znaczenie. I tak nie wychodziłem z domu. Ale potrzebowałem z kimś pogadać. Ta cisza przeszywająca kąty mojego mieszkania była chwilami do bólu ogłuszająca. Więc postanowiłem, że zaproszę Naruto i Sasuke do mnie. Zrobię popcorn i możemy coż obejrzeć, albo po prostu pogadać.

 -Ohayo, młody – powiedziałem, dzwoniąc do Sasuke.

 -Tak się składa, że tu Naruto – zaśmiał się Uzumaki.

 -O, sorry – uśmiechnąłem się. – Mam dla was propozycję. Macie jakieś plany na popołudnie?

 -Sasuuuke! – krzyknął blondyn. – Zaplanowałeś coś na dzisiaj? – spytał. - Nie, nic nie mamy w planach – odparł po chwili.

 -To może wpadlibyście do mnie? Pogadamy, możemy coś obejrzeć.

 -Spoko, w sumie, dawno się nie widzieliśmy. Chętnie przyjdziemy.

 -Dobrze – odpowiedziałem w pełni usatysfakcjonowany. – Więc czekam, na razie – dodałem i odłożyłem słuchawkę.

Po tej rozmowie chodziłem po domu, szczerząc się sam do siebie. Cieszyłem się na spotkanie z nimi. Choć czasami… jak widzę młodego, to przypomina mi się Itachi. Najpierw mi smutno, że nie ma go koło mnie, ale zaraz potem już rozchmurzam się, bo przynajmniej mogę patrzeć na jego brata, którego tak kochał. Dlatego tak lubię towarzystwo Sasuke. Czuję wtedy część mojego ukochanego. A z Naruto lubię porozmawiać. To bardzo mądry chłopak. Trwa w swoich przekonaniach, dąży do marzeń… imponuje mi ty, że jego wiara jest nieugięta i dlatego tak dużo osób mu ufa.

Jakoś przesiedziałem na sofie, kiedy w końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Z radości aż podskoczyłem i podbiegłem do drzwi. W progu stali Naruto z Sasuke z pełnym ekwipunkiem.

 - Przynieśliśmy trochę żarcia! – zawołali równocześnie, śmiejąc się przy tym.

Kiedy weszli do środka, poczułem, że ich radość i pogodność rozpromieniły szare kąty wszystkich pomieszczeń. Byli tacy charyzmatyczni, potrzebowałem tego. Biło od nich takie ciepło i troska.

 - Wiesz co, Nagato, stwierdziliśmy obaj, że tak długo się nie widzieliśmy, że nie będziemy teraz wgapiać się w jakiś film. Pogadajmy! – oznajmił Uzumaki.

Nic nie odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się tylko i pokiwałem głową.

 - No właśnie, właśnie – potwierdził Sasuke, siadając blisko blondyna na sofie. – Powiedz, znalazłeś już sobie kogoś?

 - N-nie… - odpowiedziałem nieśmiało. – Jakoś tak nie było okazji…

 - BO nie chcesz, żeby była – powiedział Naruto po chwili namysłu. – Tak bardzo tęsknisz za Itachi'm, że nie myślisz w ogóle o kimś innym. Potrafisz tylko wspominać wasze wspólne chwile. Zapewniam cię, że Itachi się cieszy z tego, że o nim pamiętasz, za to na pewno nie raduje go fakt, że nie masz kogoś bliskiego, że tkwisz tutaj sam od 2 lat. Nie pomyślałeś o tym?

Nie zastanawiałem się nad tym kompletnie. Ale tego się spodziewałem po Naruto. Potrafił wyciągnąć wiele mądrych wniosków i często otwierał mi oczy. 

 -Mnie też go brak – wtrącił Sasuke. – Zwłaszcza, że gdyby nie Naruto, dalej obwiniałbym się, że nie dałem rady mu wtedy pomóc…że…zemdlałem w tym samochodzie i obudziłem się dopiero w szpitalu. Nie mogłem sobie odpuścić, że tam, w tym samochodzie, zginął mój brat. Nie pomogłem mu, zemdlałem i wyszedłem po tygodniu bez najmniejszego szwanku, a on tam poświęcił życie. Jedyne co z tego wypadku pamiętam to uderzenie w drzewo i to, że brat przytulił mnie do siebie, by mnie ochronić przed fragmentami pękającej szyby i przed zmiażdżeniem. Potem…zamknęły mi się oczy i nie dałem rady już podnieść powiek…

„No tak. Młodemu też przecież nie było łatwo” – pomyślałem i doszedłem do wniosku, że choć jestem od niego starszy to i tak zachowuje się jak szczeniak. I znowu wyszło na to, że miałem dobre intencje, a źle robiłem…

 -I tak jakaś część mojego serca należeć będzie tylko do Itachi'ego – odrzekłem dość krótko w porównaniu do ich wypowiedzi. Mówiąc to, trzymałem dłoń na klatce piersiowej i kiedy wypowiedziałem ostatnie słowo, mimowolnie pochyliłem się do przodku, ścisnąłem fragment koszulki. Oczy zaszły mi łzami, ale przełknąłem spokojnie ślinę i z uporem maniaka postanowiłem, że się nie rozpłaczę.

Do końca ich wizyty gadaliśmy już o czymś innym i śmialiśmy się dużo.

Kiedy wyszli otworzyłem okno i już po chwili przyleciał kruk. Jak zawsze wlepiał we mnie swe czarne oczy, niczym dwa, małe guziki, a jego pióra połyskiwały w blasku księżyca.

 - Mam do ciebie prośbę – rzekłem do niego, głaszcząc go po główce. Przekrzywił ją tylko i wydawało mi się, że mnie rozumie, że słucha. – Gdy wzbijesz się tam wysoko…powiedz Itachi'emu, że jestem szczęśliwy tu na Ziemi. Że mimo jego nieobecności daję radę i z uśmiechem na twarzy wspominam wszystkie nasze wspólne chwile – powiedziałem, a gdy ptak ujrzał mój uśmiech, przeleciał koło mojego ramienia, wpadając mi do pokoju.

Trochę się przeraziłem i za bardzo nie wiedziałem co zrobić, gdy usadowił się na moim łóżku. Nie chciałem go wypędzać, poza tym i tak by się mnie nie wystraszył. Siadłem więc koło niego. Zamknąłem oczy i przypomniały mi się, jak Itachi mnie obejmował. Nie wiem, czemu akurat w takiej chwili o tym pomyślałem, ale obecność stworzenia w ogóle mi nie przeszkadzała.

 -Nagato…Nagato, mówię do ciebie – ktoś szepnął mi wprost do ucha. Bałem się otworzyć oczy. Kiedy jednak odważyłem się to zrobić, ujrzałem na miejscu czarnego kruka…mojego Itachiego. Odskoczyłem jak poparzony do ściany.

 -Skąd, jak…kim, czemu – wylatywały z moich ust pojedyncze słowa. Zaś Uchiha podniósł się z łóżka i ręką zasłonił mi usta.

 -Nie mogłem znieść, że utknąłeś w jednym momencie życia. Oczywiście cieszyłem się, że obserwowałem, jak wspominasz mnie, ale jednocześnie…pękało mi serce, gdy zdawałem sobie sprawę, że nie masz nikogo bliskiego, że nie masz koło siebie wsparcia. Objawiałem ci się w postaci kruka, bo tylko z nim rozmawiałeś. I stoję tu koło ciebie, trzymam cię za rękę, tulę cię do siebie, bo w końcu uśmiechnąłeś się na wspomnienie o mnie. Dawniej tylko płakałeś a ja czułem, że byłem jakimś piętnem, a nie czymś dobrym, skoro wciąż ciekły ci łzy z oczu – powiedział i mnie pocałował. Ja już nic nie rozumiałem, ale ponieważ był przy mnie Itachi też fizycznie, to już było mi wszystko jedno. Odwzajemniłem pocałunek i postanowiłem się nie zastanawiać, jak to jest możliwe i czy w ogóle jest.

Itachi przytulał mnie mocno do siebie. W końcu spojrzałem na niego i odgarnąłem mu włosy  z twarzy. Teraz już wiem, czemu głaskanie tamtego kruka przypominało mi dotykanie włosów mojego partnera. Patrzył na mnie w skupieniu swoimi czarnymi oczami, w których tonąłem za każdym razem.

W końcu delikatne zmusił mnie, bym położył się na łóżku i zaczął zdejmować  ze mnie ubrania. Był przy tym czuły i cały czas kontrolował mój wyraz twarzy. Gdy już obaj byliśmy nadzy, szepnął:

 -Kocham cię – i cmoknął mnie w policzek, po czym zaczął pieścić moją szyję.

Z wielką delikatnością trzymał mnie za biodra i zjeżdżał coraz niżej ustami. Przejechał językiem przez niemal całą długość mojego torsu i zatrzymał się poniżej pępka. Nie pytał się czy może, znał odpowiedź.  Ale gdy zobaczyłem jego usatysfakcjonowaną minę, spowodowaną moim podnieceniem, szybko przerzuciłem się na górę i bez sekundy zastanowienia, włożyłem w niego mojego pokrytego ślina palca. On cichutko jęknął i zaczął wykonywać regularne, delikatne ruchy. Po jakimś czasie wszedłem w niego i poruszałem się w nim z szybkością i zwinnością.

 -Nag-atoo… - jęknął Uchiha, a ja zakryłem mu usta opuszkami palców.

 -Cii – szepnąłem usatysfakcjonowany.

Gdy obaj doszliśmy, mój ukochany powiedział mi do ucha:

 -Śpij dobrze. – wzdrygnąłem się mimowolnie.

 -Odejdziesz ode mnie teraz? – zapytałem wystraszony. Itachi wciąż leżał przykryty do pasa pościelą z niedbale odgarniętymi z czoła kosmykami włosów.

 -Niee, nie to miałem na myśli. Zostanę przy tobie tą jedną noc. Żebyśmy obaj mogli poczuć wzajemne ciepło  – uśmiechnął się trzymając mnie za rękę. – Połóż się z powrotem – dodał i przyciągnął mnie lekko do siebie, cmoknął w policzek. Poczułem się tak magicznie, bezpiecznie i wspaniale. Przytuliłem się do jego klatki piersiowej i usnąłem.

Rano, gdy się obudziłem, przeciągnąłem się leniwie i chciałem przytulić mojego partnera…ale…jego nie było.

 -It-Itachi?! – krzyknąłem mimowolnie.

 -Jestem, jestem – wszedł do pokoju z tacą na której było śniadanie – chciałem sprawdzić jaki byłby twój mini zawał – wybuchł śmiechem, ja też.

 -Dla ciebie to jest śmieszne? – przekomarzałem się.

Gdy kończyłem moje tosty, spytałem w końcu:

 -Itachi…czy ty…będziesz już…to znaczy, czy ty.. – z moich ust wylatywały słowa bez większego ładu i składu. Długowłosy odłożył swój talerz, spojrzał na mnie smutnie i powiedział:

 -No właśnie…nie wiedziałem jak zacząć o tym mówić. Bo prawdę mówiąc to ja nawet nie powinienem zostawać tu na noc. Ale zostałem. Jednak teraz… - wstał, ujął moją twarz w dłonie i mówił patrząc mi w oczy, zaglądając w głąb mojej duszy. – Nagato…

Posmutniałem.

 - Tak myślałem – odparłem z uśmiechem pełnym żalu. Wiedziałem, że przecież ktoś kto umarł, nie może bezkarnie znowu sobie tak po prostu wrócić do żywych. Nie pytałem jak to w ogóle możliwe, czy bezpieczne i jakie będą konsekwencje. Zdawałem sobie sprawę, że Itachi musi odejść, ale…nie wiem w sumie. Może miałem nadzieję? Jednak, gdy potwierdził moje obawy, było mi przykro. Jednak pomyślałem, że ucieszył się, że już nie płaczę z powodu jego nieobecności, więc nie będę się smucić. Pokażę mu jaki był dla mnie ważny i ile szczęścia mi podarował.

Uśmiechnąłem się więc lekko i cmoknąłem go w policzek. Ten wzdrygnął się aż ze zdziwienia.

 -Nie chcę być smutny, że ciebie tu nie ma. Pragnę się cieszyć tym, co od ciebie dostałem – mówiłem zupełnie szczerze, tonąc jak zwykle w jego oczach. – Ah, no tak. Nie musisz się martwić o swojego brata. Zadbam o niego. A jeśli nie ja, to Naruto – dodałem po chwili.

Mój Itachi w końcu wyszedł z osłupienia i uśmiechnął się. Gdy to robił spłynęła mu jedna łza po policzku. Nie próbował jej ukryć. Pierwszy raz widziałem u niego łzy, więc szybko ją wytarłem, bo czułem, że i ja zaraz nie wytrzymam i zacznę płakać.

 -Przecież to Naruto – odparł po chwili cichym głosem, gdy już trochę opanował jego drżenie. – Jemu można zaufać i zawsze na niego liczyć. Tak samo jak i tobie Nagato. Doceniam to, że…nie pytasz się, jak to wszystko jest możliwe i chcę żeby to pozostało tajemnicą, lecz jedną rzecz pragnę ci powiedzieć. Już nigdy nie będę mógł przyjść do ciebie. Nie w postaci człowieka. Będę cię obserwował jako kruk. Już nigdy nie będę mógł cię dotknąć, pogładzić po włosach, powiedzieć, że będzie dobrze, nie będę mógł poczuć twojego ciepła.

 -Nie no w sumie, kruka też mogę przytulić – wypaliłem jakiś słaby żart, który w ogóle mnie w tamtym momencie nie śmieszył i tylko z obowiązku wybuchnąłem sztucznym śmiechem.

 -Takiego zwykłego pewnie tak…ale…Nagato…mnie nie. Nie będziesz mógł mnie widzieć i gadać ze mną tak jak wcześniej – uzmysłowił mi, a ja jeszcze bardziej znieruchomiałem. Itachi dalej trzymał moja twarz w dłoniach, ale ja wpadłem mu w ramiona. Nie chciałem pytać czemu, było mi to niepotrzebne. Nie pragnąłem wiedzieć więcej o czymś, co mi nie pomoże. Jeśli nie mogę go widzieć to po prostu nie mogę. Nie będę dociekał czemu.

Jedyne, czego chciałem to jak najlepiej wykorzystać ostatnie sekundy z nim, wtuliłem się w niego jak najmocniej mogłem. On też za cholerę nie chciał mnie puszczać.

W pewnym momencie uświadomiłem sobie, ze już nie muszę zmuszać się do uśmiechu. Teraz nie mogłem przestać być szczęśliwy. Wyszczerzyłem zęby i mimo, że tego nie widział uśmiechałem się najszerzej jak tylko potrafiłem. Niedługo potem, Itachi niechętnie odsunął mnie od siebie. Na jego twarzy widać było niepokój.

 -Nie przejmuj się!-zawołałem. – Wszystko będzie dobrze! – dodałem i cmoknąłem go szczęśliwy w policzek. Jemu, jakby ulżyło, jakby spadł jakiś ciężar, który nosił bardzo długo. Pociekły mu łzy, ale to były łzy szczęścia.

 -Bałem się, że będę oglądał, jak znowu popłakujesz w kątach, a ja nie będę  mógł nic zrobić. Teraz widzę, że nie mam się czym martwić – powiedział ledwo słyszalnie, przez łzy i uniósł mi brodę. Ja patrzyłem na niego dalej śmiejąc się szczerze, on przysunął się, tak, że dostrzegłem jego mokre, zapłakane policzki. Przybliżył usta, nie musiał się prosić. Zaplotłem mu ręce na szyi i pocałowałem go.  Czułem, że już do końca życia, do mojego ostatniego dnia, nie zejdzie mi uśmiech z twarzy. Zawsze będzie wielki, szczery, niewymuszony. Nawet w chwilę śmierci, nie zniknie mi on z twarzy. „Bo w sumie, nie będzie się czym smucić. Przecież w ten sam dzień zobaczę Itachiego pod postacią człowieka. Dołączę do niego i tez będzie dobrze” – myślałem, dalej go całując. Namiętnie, ale i delikatnie. Poczułem, że on chyba nie chce kończyć, jeszcze bardziej niż ja.

Nagle, jakoś tak, przestałem czuć jego delikatne dłonie na moich biodrach. Ale wciąż go całowałem. CO jest?! Oderwałem od niego moje usta i spojrzałem na jego postać. Nie wiem, jak to opisać, ale była jakaś niewyraźna, jakby przezroczysta. Jego dłonie jakby rozmazywały się w powietrzu. To samo działo się z nogami, unosił się teraz lekko nad podłogą. On nie był tym zdziwiony.

 -A więc to już czas – powiedział. – No, Nagato, chodź do mnie, szybko! – dodał, patrząc na mnie z rozłożonymi ramionami, czekającymi na mnie. Z początku byłem przerażony, bo doszło do mnie, że to już, że to nadszedł ten moment. Ale gdy zobaczyłem jego uroczą postać, szczery uśmiech, śmiejące się oczy, rozpostarte ramiona, rzuciłem się na niego znów pełen szczęścia.

 -Rzeczywiście, nie mam się o co martwić – rzekł  z dumą w głosie.

 -Kocham cię – rzekłem szybko, prawie mu przerywając. Bałem się, że nie zdążę tego powiedzieć, że on tego nie usłyszy. Ale chyba usłyszał, bo mimo, że już nie wtulałem się w niego, bo go nie czułem, to usłyszałem, jakiś stłumiony głos, mówiący „Ja tez cię kocham Nagato”. Brzmiał jak niezwykły podmuch wiatru. Gdy szukałem miejsca, skąd głos się wydobył, zobaczyłem zarys postaci, kierujący się w stronę okna. Tego samego, przy którym wielokrotnie rozmawiałem z krukiem. Gdy zacząłem biec do niego, zarys jakby gwałtownie zwrócił w moją stronę, okrążył mnie, ja poczułem, jakbym znów lądował w ramionach Itachiego i…już chwile potem nie czułem żadnego, nawet najdrobniejszego podmuchu wiatru.

Stałem tak, i to, co mnie najbardziej zdziwiło to fakt, że nie mogłem przestać się uśmiechać.
***

A więc mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania :3Jeśli są jakieś pytania to na swojej stronie jest link do mojego aska XD

3 komentarze:

  1. Ej ja tu ryczę teraz przez cb. ;( to było piękne poprostu. Kiedy stwierdziłaś że poryczalas się pisząc końcówkę myślałam że tam kogoś usmiercisz, nie spodziewałam się TEGO. Brak mi słów, żeby opisać tego fanfika i co teraz przez niego czuje. Ugh... idę sobie poplakac w kąciku... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę! Włożyłam w tą historię dużo pracy i myślałam, że przez dobór paringu nikt go nie przeczyta i się zmarnuje, strasznie nad tym ubolewałam. Więc strasznie się cieszę, dziękuję ^^

      Usuń
  2. BArdzo piękna historia

    OdpowiedzUsuń